Gaczkowski B. - Łosie atakują samotnie, LITERATURA FAKTU - j. polski
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->„ŻÓŁTY TYGRYS“ 1969/08B. GACZKOWSKISPIS TREŚCI:ALARM ..............................................................................................................5SAMOTNY RAJD............................................................................................22NA NOWE LOTNISKO...................................................................................27WIELKI DZIEŃ DZIESIĄTEGO DYWIZJOM ..............................................35MELDUNEK DO PODPISU............................................................................47PIĘTNASTY TEŻ MA SWÓJ DZIEŃ.............................................................56ZAKOŃCZENIE ..............................................................................................65KRZYŻÓWKA Z TYGRYSEM.......................................................................693„ŻÓŁTY TYGRYS“ 1969/08”ŁOSIE ATAKUJĄ SAMOTNIE”[ pusta strona ]4„ŻÓŁTY TYGRYS“ 1969/08B. GACZKOWSKIALARMNatarczywyłomottłucze się o czaszkę. Powieki nie chcą się podnieść. Jestciepło, dobrze, pachnie miód i zioła. Alełomotnie ustaje. To do drzwi. Potem wokno, jak werbel.Alarm! Alarm!Sen musi ustąpić.Pobielane, białobłękitneściany, święteobrazy i kolorowe palmy wielkanocneza nimi, nieznane twarze z rodzinnych fotografii w ramkach, w kącie maszyna doszycia.. W małe kwadratowe okienka zaglądają malwy. No tak. Trzeba opuścićgościnną od wczoraj chatę. Trzeba szybko wstawać. Zdążyć przy studni zeskrzypiącymżurawiemzmyć resztki snu i ciepłe lenistwo, wrócić jeszcze nachwilę do wnętrza; gospodyni też wstała, krząta się przy kuchni, kroi chleb, gotujemleko — ale już czekać nie można. Już z innych chat wybiegają koledzy. Dopinająmiędzy opłotkami skórzane kombinezony, biegną, jest ich coraz więcej. Więctrzeba brać mapnik i hełmofon, pas z kaburą pistoletu Vis, rękawice. Oto i całymajątek. Nawet nie ma co sprawdzać zawartości mapnika. Od wczoraj wszystkojest przygotowane: i mapa w skali 1:500 000, i przybory do kreślenia, i gumka„Myszka”, i kątomierz...— Do widzenia, gospodyni. Dziękujemy za gościnę!— Ależ panowie... Gorące mleko! Jakże tak? Bezśniadania?— Wpadniemy może później.Zbierają się po drodze, biegnąc przez zielonąłąkę,rozmigotaną milionamibrylantów rosy. Jeszcze ktoś spóźniony goni ich ze wsi. Coraz bliżej drugi skrajłąki— nieregularnego, zielono-srebrnego wieloboku — mały lasek z kilkomabrzózkami i namiot. Właśnie tam zbiegają się i ustawiają w dwuszeregu.Majorowi, który wychodzi z namiotu, występują naprzeciw dwaj kapitanowie.— Panie majorze, dwieście jedenasta eskadra w gotowości. Melduje dowódcaeskadry, kapitan Omylak.— Panie majorze, dwieście dwunasta w gotowości. Kapitan Wołkowiński.— Dziękuję.Dowódcy eskadr wstąpili do szeregu. Jest chwila milczenia. Długa chwila.Dowódca dywizjonu, major Werakso, stoi przed dwuszeregiem, jakby zbierałmyśli. Jest coś uroczystego w tym milczeniu i w tym przyglądaniu się dowódcyswoim podwładnym, każdemu z osobna. Werakso nigdy ich tak nie lustrował.— Panowie... Dziś rano odwieczny wróg Polski rozpoczął działania zaczepneprzeciwko naszej ojczyźnie...Więc jednak nadszedł ten dzień.5
[ Pobierz całość w formacie PDF ]