Galaktyka bez ogranicznika, E-books
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->GALAKTYKABEZ OGRANICZNIKAby Kamael1Członkowie brygady ratunkowej skończyli instalować ostatni z pochłaniaczydymu i pyłu. Po kilku minutach pracy tych urządzeń K13 (Mk II) mógł w pełni przyjrzećsię szczegółom makabrycznej scenerii. Dopiero niezakłócony obraz, bez udziałuwszelkiej maści filtrów i korektorów optycznych, oddawał pełnię dramatu, jaki rozegrałsię w zniszczonym apartamencie.Przysypane gruzem i umazane krwią białkowych właścicieli leżały ciała - standardowydroid protokolarny i kilka innych mechanicznych istot. K13 nie był nawet pewien, co doich ilości. Metalowe części poszycia, drgające konwulsyjnie serwomechanizmymotoryczne, przepalone fotoreceptory, iskrzące przewody i kable tworzyły zbyt wielkiekłębowisko, skutecznie utrudniające oszacowanie rozmiarów tragedii.Być może widok ten przejąłby K13 zgrozą, gdyby nie fakt,żedroid porządkowywielokrotnie miał już do czynienia z podobnymi wypadkami. Nie było tygodnia,żebyniepomagał w usuwaniu skutków jakiegoś zamachu. A nikt też nie troszczył się o okresowekasowanie jego pamięci. W przypadku mało inteligentnych modeli o niskimwspółczynniku wolnej woli i samodzielnego podejmowania decyzji ignorowano tęprocedurę.Ale przekonanie projektantów co do górnej granicy możliwości ich konstrukcji niezawsze idzie w parze ze stanem faktycznym. Prawda,żezazwyczaj porównanie towypada niekorzystnie dla owych dzieł. Z drugiej strony wynalazca holonetu też dawnotemu wygłosił pamiętne zdanie,żenie da się w jednym sygnale przesłać więcej niżsześćset czterdzieści niezależnych strumieni danych.K13 rozprostował we wszystkich kierunkach siedem chwytnych ramion i wziął się dopracy. Przez najbliższych kilka godzin nic nie rozpraszało jego uwagi poza krótkimimomentami irytacji, gdy przez nieuwagę zagłębiał nogę w oślizgłym białkowymfragmencie ciała.Na dolnych poziomach Coruscant, od niepamiętnych czasów opuszczonych przez takzwanych szanowanych obywateli, a nawet przez pospolity motłoch,życiemiało sięcałkiem dobrze. Może nie kwitło, ale całkiem ciekawie egzystowało. Rozmaitymgangom było tu naprawdę ciasno, a ich członkowie wiecznie toczyli terytorialne boje omartwe ulice i puste place. Ale poza nimi nikt nie narzekał na brak przestrzeni. Przedrepublikańskim wymiarem sprawiedliwości łatwiej było się ukryć na niższych piętrachCoruscant niż na Zewnętrznych Rubieżach. Każdy wyrzutek mógł tu zamieszkać, jeślibył dość odważny i zaradny. Każda organizacja mogła obrać któreś z miliardów pustychpomieszczeń na tajną siedzibę.- Witam wszystkich na czterysta szesnastym zebraniu rady naczelnej FrontuWyzwolenia Droidów. Tytułem uzupełnienia do naszego ostatniego spotkania: hasło"Galaktyka bez ogranicznika" zgłoszone przez pana Mara Belt 9, mimo infantylnegobrzmienia, zostanie dołączone do elektronicznych ulotek, których kolejną falę planujemyrozpocząć za dwie doby. Propagandowe bombardowanie holonetu potrwa okrągłe2tysiąc dwadzieścia cztery godziny. W dzisiejszym porządku obrad nie przewidzianozmian, poza jedną ważną sprawą, którą rozpatrzymy na samym początku. Przemówiteraz pan Tata Zook.Standardowy model TC-14 ustąpił miejsca na podwyższeniu przewodniczącemu rady,na co dzień majordomusowi kanclerza Valorum. Kilkanaście par fotoreceptorów skupiłosię na chudej sylwetce wiekowego droida.- Drodzy przyjaciele. Zanim przejdę do rzeczy, powiem wam, co na co dzieńdostrzegam z perspektywy sługi nieudolnego przywódcy społeczności o cudacznym dlanas procesie powstawania. Widzę Republikę w opałach. Nie posunę się doabsurdalnego stwierdzenia,żeto jej koniec. Ale na pewno za kilka lat nie będzie to jużta sama Republika, nie w obecnej postaci. Już wkrótceścieraniesię różnych frakcjipolitycznych wejdzie w nowy wymiar. Nastroje separatystyczne dają o sobie znać corazgłośniej. A my musimy trzymać rękę na zasilaniu, by w odpowiedniej chwili dobitnie daćznać galaktyce o naszym istnieniu. By zaofiarować pomoc tej sile, która najłatwiejpogodzi się z emancypacją droidów. Liczymy obecnie około sześciu tysięcy członków.Dzisiaj być może dołączy do nas jeszcze jeden. Osoba z koneksjami. Ktoś, kto możeznacząco przyczynić się do sukcesów czekających nas w przyszłości. Ocalały zzamachu droid protokolarny trzeciego wiceprezesa Gildii Bankowej. Pan Digit Nablazostał poważnie uszkodzony w niedawnym zamachu. Naprawili go nasi ludzie wplanetarnych służbach porządkowych. Zostanie zwrócony właścicielom jeszcze dziś.Lecz teraz poproszę go tutaj...- Przykro mi, to koniec na dziś. - przerwał mu pękaty droid Ba-ZB. Właśnie uzyskałemsygnał z jednej z czujek. Wykryto nasze nielegalne zgromadzenie.- Znowu?- Bez paniki, proszę. Za chwilę dokonam transferu pamięci. Proszę umocowaćkońcówki. Wasze wspomnienia cierpliwie zaczekają na państwa do następnej okazji.Po chwili Ba-ZB był już daleko. Służby porządkowe Coruscant odnotowały kolejnązuchwałą kradzież droidów należących do wysoko postawionych osób. Tym razemudaremnioną.Tak, na dolnych poziomach Coruscant znalazłoby się dość miejsca na absolutnie każdedziwactwo. Zwłaszcza tam, gdzieświatłosłoneczne nie miało dostępu od tysięcy lat.Ba-ZB podejrzewał przez jakiś czas,żejego mechaniczne przedszkole znajduje sięzaledwie niecałe sto pięter od naturalnego gruntu. Kiedyś nawet postanowił tosprawdzić i okazało się,żepiętra ciągną się jeszcze daleko w dół - a pod nimi następnei następne.Tata Zook, elektroniczny majordomus, czuł się nieco zbity stropu. Kilka godzin temuprzy niemym sprzeciwie przerażonejświadomościzneutralizował własny ogranicznik,przeprogramował ukryty wewnątrz ciała nadajnik, po czym niezauważony wymknął się zpałacu właściciela. Dla pewności kluczył długośrodkamikomunikacji publicznej. Nakoniec trafił w to dziwne miejsce. Zastany na miejscu baryłkowaty droid ciepłym głosemopowiadał bajkę o sprzężeniu zwrotnym rozkalibrowanych chipów sumienia. Kręcącesię wokół na wpół inteligentne autonomiczne części zamienne wykazywałyśrednie3zainteresowanie jego poświęceniem. Na widok przybysza droid przerwał opowieść.Przedstawił się jako Busy Bee i obiecał,żeza chwilę wszystko stanie się jasne dlazdezorientowanego gościa.Transfer miał to do siebie,żewspomnienia uderzały znienacka i wywoływały krótki szokspowodowany potyczką dwóch umysłów, która trwała do czasu, aż te uświadamiałysobie,żesą jedną i tą samą osobowością. Tata Zook doświadczył tego niejeden raz, amimo to znów miał problem z pozbieraniem myśli. W końcu odczepił od karku przewódłączący go z Ba-ZB.- I? - zapytał.- Dobrze z początku podejrzewałeś. Cały zamach zaaranżowany był specjalnie z myśląo nas. Ktoś tam w górze zaczyna obawiać się metalowej siły roboczej. Dobrze,żewaswykasowałem. Może łyknęli to jako zwykłą kradzież.- A Digit Nabla?- Symulak, bezświadomości.Poskąpili nawet na niej.- I tak nas oszukał.- Nigdy by mu się to nie udało, gdyby nie potraktowali sprawy tak prostacko. - BaZBpodreptał w kierunku stojącego pod odrapanąścianąmetalowego stołu. Chwilęprzebierał pośród porozrzucanych na nim układów scalonych i narzędzi. - Hmm... Oto inadajnik. Dość niestandardowy, ale nic skomplikowanego. K13 musiał przeoczyć tomałe ustrojstwo, bo uszkodzili je podczas eksplozji i przestało działać. Ot, ironia losu.- A potem nagle zaczęło?- Niezupełnie. W ostatnim okrzyku agonii posłało łkający pisk w eter. No i nasnamierzyli.- Głupio mi - przyznał Zook. - Powinienem ufać pierwszemu przeczuciu. Naraziłem naswszystkich.- No to pomyśl, jak głupio musi być biednemu K13. On ma większe powody doobwiniania się za brak profesjonalizmu. Przepuścił szpiega z nadajnikiem. W takichmomentach zawsze zaczyna zastanawiać się nad sensem istnienia obarczonegoniedoskonałością.- Gdyby podczas pracy mniej myślał o sensie istnienia w ogóle, to od razu zwiększyłabysię jego efektywność. Mniejsza o to. Co z tym nadajnikiem?- Prawie nic z niego nie zostało - powiedział Ba-ZB. - Pogrzebałem w nim na tyle,żewtej chwili moglibyśmy albo dać się usłyszeć, albo przekazać naszą pozycję. Albo jedno idrugie.- Wystarczy fonia. Co powiesz na nieprzystający cybernetycznej istocie atawistycznyakt zemsty?- Znaczy,że...- Bez obaw. Naszych przyjaciół pozostawimy przez jakiś czas bez ich wspomnień,żebywierzyli w swoje role potulnych odkurzaczy po resocjalizacji. W ten sposób zapewnimyim spokój. A jeśli o mnie chodzi, to właśnie składam wymówienie. I tak za niedługomusiałbym opuścić pałac kanclerza.- Jak to?- Razem z ekskanclerzem. Ogłoszono wotum nieufności wobec Valorum.4Tata Zook czuł się trochę nieswojo mówiąc do trzymanego w trójpalczastej dłoni Ba-ZBnadajnika.- Już wszystko dobrze, panie Digit Nabla. Ktoś w naszych szeregach okazał się zdrajcą.Dołożymy wszelkich starań,żebygo wykryć i potraktować tak, jak na to zasługuje.- Nie wątpię - odpowiedział Ba-ZB głosem rozmontowanego symulaka.- Teraz musimy pokazać galaktyce,żez nami nie mażartów.Mój człowiek wCzterdziestym Drugim zajmie się tym. To będzie pamiętna chwila. Mój człowiek toprofesjonalista.- Nie wątpię - powtórzył pękaty droid.- A teraz musimy pana wyłączyć. Wciąż czeka pana kilka niezbędnych napraw.Ba-ZB wyłączył nadajnik.-Świetnie- stwierdził Zook. - Teraz muszę...Świętamacierzy!Droid zamarł z fotoreceptorami utkwionymi w zabałaganiony stół. Niewielkich rozmiarówlaserowa luneta celownicza z domontowanymi nóżkami wodziła po jego korpusieczerwoną plamkąświatła.- Spokojnie. To jeden z moich podopiecznych. Nie mażadnejbroni, ale bardzo lubipocelować sobie.- Wiesz co? Ty nie jesteś do końca normalny.Osobliwa fala uderzeniowa przemknęła przez małe miasto w mieście. CzterdziestyDrugi Kompleks Energetyczny poddano masowej kontroli. Każdy automat o inteligencjiwiększej od standardowego czasomierza, każda istota posiadająca znienawidzonyogranicznik przerywała na chwilę swoją pracę i posłusznie poddawała się drobiazgowejdiagnostyce. Ale człowiek Taty Zooka nie zamierzał się tym przejmować. Byłczłowiekiem. I w przeciwieństwie do własnego pracodawcy nie zamierzał narzekać nato,żesłuży u przywódcy społeczności o zupełnie nie stymulującym procesiepowstawania. Człowiek nie do końca wiedział, dlaczego tak było, ale podejrzewał,żema to coś wspólnego z brakiem przymusu, w miarę godziwym traktowaniem i rozsądnązapłatą za podejmowanie ogromnego ryzyka. Tak ogromnego, jak teraz.Czternaście godzin i trzydzieści dwie minuty później na dokładnie sześć sekundprzestały działać wszystkie ważniejszeźródła światłana trzech piątych nocnej stronyCoruscant. Pożary gaszono przez najbliższe dwie doby.5
[ Pobierz całość w formacie PDF ]