Gibson William - Wypalić Chrom, e-books (głównie KRYMINAŁY i beletrystyka), e-books (głównie KRYMINAŁY i ...

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
-==Burning Chrome - William Gibson(Wypalic Chrom)==-To byla goraca noc - noc kiedy wypalilismy Chrom. W pasazach i na placachcmy tlukly sie na smierc wsrod neonow, lecz w pokoiku Bobby'ego jedyne swiatlopadalo z ekranu monitora oraz zielonych i czerwonych LED-ow na plyciesymulatora matrycy. W tym symulatorze znalem na pamiec kazda kosc; wygladaljak calkiem zwyczajny Ono-Sendai VII 'Cyberprzestrzen Siedem', aleprzerabialem go juz tyle razy, ze trudno by bylo znalezc w calym tym silikoniechocby milimetr kwadratowy fabrycznego obwodu.Czekalismy przy konsoli obserwujac cyfry zegara w lewym dolnym rogu ekranu.- Wchodzisz - rzucilem, gdy nadszedl wlasciwy moment, ale Bobby byl juzwewnatrz, pochylny lekko, by grzbietem dloni wepchnac do gniazda rosyjskiprogram. Zrobil to z wdziekiem dziecka, wciskajacego monete do automatu wsalonie, pewnego zwyciestwa i gotowego na serie darmowych gier.Srebrzysta fala fosfenow zawrzala w polu widzenia, gdy matryca rozwijala siew moim mozgu niby trojwymiarowa szachownica. nieskonczona i doskonaleprzejrzysta. Rosyjski program skoczyl do przodu kiedy tylko weszlismy w siec.Gdyby ktos jeszcze wlaczyl sie w ten fragment matrycy, moglby dostrzec falemigotliwych cieni plynacych od malej, zoltej piramidy, ktora reprezentowalanasz komputer. Program byl bronia mimetyczna, zaprojektowana do absorpcjilokalnych barw i udawania komend o najwyzszym priorytecie w kazdym konteksciejaki napotka.- Gratulacje - uslyszalem glos Bobby'ego - Wlasnie zostalismy probnikieminspekcyjnym Agencji Energii Atomowej Wschodniego Wybrzeza...Co oznaczalo, ze oprozniamy swiatlowodowe lacza cybernetycznym odpowiednikiemsyreny alarmowej. W symulacji matrycy wrazenie bylo takie, jakbysmy pedziliwprost do bazy danych Chrom. Nie widzialem jej jeszcze, ale wiedzialem, zemury juz czekaja. Mury ciemnosci, mury lodu.Chrom: sliczna dziecieca buzia, gladka jak stal, z para oczu, ktorepasowalyby do dna jakiegos atlantyckiego rowu; lodowate szare oczy, trwajacepod straszliwym cisnieniem. Podobno przyrzadzala wlasne nowotwory dla ludziktorzy weszli jej w droge; barokowe indywidualne odmiany, zabijajace przezcale lata. Wiele rzeczy opowiadano o Chrom, a zadna nie dodawala odwagi.Dlatego przeslonilem jej obraz obrazem Rikki. Rikki kleczacej w smudzeswiatla zakurzonego slonca, wpadajacego na poddasze przez kratownice szkla istali. Jej wyblaklego kombinezonu w maskujace laty, rozowych sandalow,miekkiej linii plecow, gdy szuka czegos w nylonowej torbie na sprzet. Podnosiglowe; kosmyk nie calkiem blond wlosow opada i laskocze ja w nos. Usmiechasie, zapina stara koszule Bobby'ego, naciagajac na piersi bawelne w kolorzekhaki.Usmiecha sie.- To dran - mowi Bobby - Wlasnie powiedzielismy Chrom, ze jestesmy kontrola zUrzedu Podatkowego i trzema pozwami do Sadu Najwyzszego. Trzymaj sie Jack.Na razie, Rikki. Moze nie zobacze cie juz nigdy.I ciemnosc, czarny mrok w lodowych salach Chrom.Bobby byl kowbojem, a lod istota jego gry. Lod od LOD, LogicznegoOprogramowania Defensywnego. Matryca jest abstrakcyjna reprezentacja powiazanmiedzy systemami danych. Uprawnieni programisci wlaczaja sie do sektoramatrycy swego pracodawcy i zostaja otoczeni jasnymi figurami geometrycznymiprzedstawiajacymi dane korporacji.Ich wieze i pola rozciagaly sie w bezbarwnej nonprzestrzeni matrycy,elektronicznej konsensualnej halucynacji odwzorowujacej obrobke i wymianepoteznych ilosci danych. Uprawnieni programisci nigdy nie ogladaja lodowychmurow, za ktorymi pracuja, murow cienia chroniacych ich dzialania przedinnymi: przed artystami szpiegostwa przemyslowego i popychaczami typuBobby'ego Quine'a. Bobby to kowboj, haker, wlamywacz naruszajacy wszechobecnyelektroniczny system nerwowy ludzkosci, popychajacy dane i kredyt w ciasnejmatrycy, monochromatycznej nonprzestrzeni, gdzie jedynymi gwiazdami sa gesteskupiska informacji, a wysoko nad nimi plona korporacyjne galaktyki i zimneramiona spiralne systemow wojskowych.Bobby to jeszcze jedna mlodo-stara twarz, jakie widuje sie w EleganckiejPorazce, lokalu modnym wsrod komputerowych kowbojow, popychaczy, specow odcybernetyki. Jestesmy partnerami.Bobby Quine i Automatyczny Jack. Bobby to chudy, blady facet w ciemnychokularach; Jack - twardziel z mioelektrycznym ramieniem. Bobby to software,Jack - hardware; Bobby wciska klawisze, Jack wprowadza wszystkie drobiazgi,ktore moga zapewnic przewage. Tak przynajmniej mowili bywalcy EleganckiejPorazki zanim Bobby postanowil wypalic Chrom. Dodawali czasem, ze Bobby traciped, zwalnia. Mial dwadziescia osiem lat, a to sporo jak na kowboja.Obaj bylismy calkiem niezli, ale ten wielki numer jakos nam sie nie trafial.Wiedzialem gdzie szukac odpowiedniego sprzetu, a Bobby znal wszystkie chwyty.Siedzial przy konsoli z biala frotowa opaska na czole, i walil w klawisze tak,ze oczy nie nadazaly. Potrafil wycisnac przejscie przez najwymyslniejszy lod.To jednak zdarzalo sie rzadko. Tylko wtedy, kiedy cos wciagalo go totalnie,czyli nieczesto. Nie mial wlasciwej motywacji. Ja z kolei bylem facetem, ktoryjest zadowolony, kiedy ma z czego zaplacic czynsz i moze wlozyc czystakoszule. Bobby lubil dziewczyny. Byly jego osobistym tarotem czy czyms w tymrodzaju. Tak sie zachowywal. Nie rozmawialismy o tym, ale tego lata zaczalsprawiac wrazenie, jakby tracil kontakt, czesciej bywal w Eleganckiej Porazce.Siedzial naprzeciw otwartych drzwi, obserwujac przechodzace tlumy. Cale noce,kiedy owady atakowaly neony, a powietrze pachnialo perfumami i barowymzarciem. Widac bylo, jak jego ciemne okulary skanuja plynace twarze. Musialuznac, ze Rikki jest ta, na ktora czeka, dzokerem i maskotka. Nowa.Pojechalem do Nowego Jorku sprawdzic, co slychac na sofware'owym rynku.Finn mial nad wejsciem popsuty hologram, METRO HOLOGRAFIX, nad wystawamartwych much pod warstwa kurzu. Zlomu po pas, wzgorki wznoszace sie kuscianom, prawie niewidocznym zza bezimienych smieci i pilsniowych polekuginajacych sie pod starymi pismami z golymi panienami i pozolklymi rocznikamiNational Geographic.- Potrzebujesz spluwy - stwierdzil Finn. Przypominal rekombinowana DNA zeksperymentu, ktorego celem bylo wyhodowanie czlowieka do szybkosciowego ryciatuneli. - Sczesciarz z ciebie. Mam tu nowego Smith and Wessona, Tacticalcztery-zero-osiem. Ma pod lufa ksenonowy projektor, widzisz? Baterie w kolbie.Na piecdzisiat jardow, w pelnej ciemnosci daje dwunastocalowy krag, jak sloncew poludnie. Zrodlo swiatla tak male, ze praktycznie prawie nie do wylapania.Czlowieku, w nocnej walce to prawdziwe czary.Pozwolilem, by ramie stuknelo opadajac na stol i zaczalem bebnic palcami.Serwa dloni brzeczaly jak male moskity. Wiedzialem, ze Finn nie cierpi tegodzwieku.- Moze chcesz to wyciszyc? - pogryzionym czubkiem flamastra dotknalduraluminiowego nadgarstka. - Czy raczej kupic cos mniej halasliwego?Nie przerywalem.- Nie potrzebuje spluwy, Finn.- Dobra - mruknal - dobra.Przestalem bebnic.- Mam tylko jedna sztuke, i nawet nie wiem, co to jest - wygladal bardzonieszczesliwie. - W zeszlym tygodniu dostalem od tych dzieciakow spod mostow ituneli w Jersey.- Od kiedy to kupujesz cos, o czym nic nie wiesz?- Spryciarz - podal mi przejrzysta koperte z czyms co przez babelkowana folieprzypominalo kasete audio. - Mieli paszport - wyjasnil. - Mieli kartykredytowe i zegarek. I to.- Chcesz powiedziec, ze mieli zawartosc czyichs kieszeni.Kiwnal glowa.- Paszport byl belgijski. Moim zdaniem falszywy, wiec wrzucilem do pieca.Karty tez. Zegarek w porzadku, porsche, ladna sztuka.Najwyrazniej mialem do czynienia z jakims zewnetrznie sprzeganym programemwojskowym. Wyjety z worka wygladal jak magazynek niewielkiego karabinka,pokryty matowym czarnym plastikiem. Na rogach i krawedziach przeswitywalsrebrny metal, pewnie pojemnik zdazyl juz przejsc przez wiele rak.- Dam ci rabatu Jack. Przez pamiec dawnych czasow.Musialem sie usmie... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agus74.htw.pl