Garwood Julie - 02 - Szkatułka, Romans historyczny (123)

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
JULIE GARWOOD
SZKATUŁKA
1
Prolog
Anglia, czasy panowania króla Ryszarda
Złe rzeczy zawsze dzieją się w nocy.
Matka Gillian umarła ciemną nocą, wydając na świat nowe życie, a młoda, bezmyślna
służąca, chcąc być pierwszą osobą, przekazującą tę smutną nowinę, obudziła dwie małe
dziewczynki i powiedziała im, że ich mama nie żyje. Dwie noce później znów wyrwano je ze
snu, by im donieść, że ich maleńki braciszek Ranulf, nazwany tak na cześć ojca, także umarł.
Jego słabowite ciałko, urodzone za wcześnie o całe dwa miesiące, nie poradziło sobie z trudami
samodzielnego życia.
Gillian bała się ciemności. Poczekawszy, aż służąca opuści sypialnię, ześliznęła się z
wielkiego łóżka na zimną kamienną posadzkę. Boso pobiegła zakazanym przejściem do
tajemnego korytarza, który prowadził do sypialni siostry oraz na strome schody, kończące się w
piwnicy pod kuchnią. Ledwie się przecisnęła za skrzynią, którą ojciec zastawił drzwi w ścianie,
żeby zniechęcić córki do biegania tamtędy tam i z powrotem. Wciąż im powtarzał, że istnienie
tego przejścia jest tajemnicą i, na miłość boską, może ono być użyte jedynie w wypadku
poważnego zagrożenia, a nie dla zabawy. Nawet najbardziej zaufani słudzy nie wiedzieli o
ukrytym połączeniu sypialnych komnat i ojciec bardzo dbał, by się o tym nie dowiedzieli.
Obawiał się też, że córki mogą spaść ze stromych schodów, skręcając sobie śliczne małe
karczki i często groził, że przetrzepie im skórę, jeśli je tam przyłapie. Miejsce było
niebezpieczne, a zakaz bezwzględny.
Jednak tamtej strasznej nocy, przepełnionej lękiem i rozpaczą, Gillian nie przejmowała
się ewentualnymi kłopotami. Bała się, a ilekroć coś ją przerażało, biegła po pociechę do swej
starszej siostry, Christen. Zdoławszy jedynie uchylić drzwi, Gillian zawołała Christen i czekała,
aż siostra przyjdzie jej z pomocą. Christen natychmiast wsunęła rękę w szparę, przeciągnęła
Gillian przez wąski przesmyk i pomogła jej się wdrapać na swoje łóżko. Dziewczynki
przylgnęły do siebie mocno pod grubym nakryciem i płakały, nasłuchując krzyków ojca,
odbijających się echem po komnatach i korytarzach. Słyszały, jak głosem pełnym udręki raz po
raz powtarza imię ich matki. Śmierć zawitała do ich spokojnego domu, zasnuwając go żałobą.
Rodzinie niedane było spokojnie zaleczyć ran, bo potwory nocy jeszcze nie skończyły
ich nękać. Najciemniejszą nocą złoczyńcy napadli na ich dom i zniszczyli rodzinę Gillian.
2
Ojciec obudził ją, wpadając do jej sypialni z Christen w ramionach. Towarzyszyli mu
zaufani żołnierze; William, ulubieniec Gillian, ponieważ zawsze, kiedy ojciec nie patrzył,
częstował ją miodowymi smakołykami, a także Lawrence, Tom i Spencer. Wszyscy mieli
poważne miny. Gillian usiadła na łóżku, przecierając wierzchem dłoni zaspane oczy. Ojciec
podał Lawrence'owi Christen, podszedł do młodszej córki i ustawiwszy zapaloną świecę na
skrzyni przy łóżku, usiadł na posłaniu. Drżącą dłonią odgarnął jej włosy z oczu.
Sprawiał wrażenie przeraźliwie smutnego. Gillian sądziła, że zna powód jego
przygnębienia.
- Czy mama znowu umarła, papo? - spytała z niepokojem.
- Na miłość... nie, Gillian - odpowiedział zmęczonym głosem.
- Więc wróciła do domu?
- Och, mój mały osiołku, ty ciągle o tym samym. Twoja mama już nigdy nie wróci do
domu. Umarli nie wracają. Jest teraz w niebie. Spróbuj to zrozumieć.
- Dobrze, papo - szepnęła.
Usłyszała słabe echo krzyków dochodzących z dołu. Widząc, że ojciec ma na sobie
kolczugę, zapytała:
- Papo, powiedz, będzie bitwa?
- Tak - potwierdził. - Ale najpierw muszę zapewnić bezpieczeństwo tobie i twojej siostrze.
Sięgnął po ubrania, które Liese, służąca Gillian, przygotowała na następny dzień i szybko
zaczął nakładać je na córkę. William podszedł bliżej i uklęknął na jednym kolanie, żeby
założyć Gillian buty.
Ojciec nigdy wcześniej sam jej nie ubierał i Gillian była zdziwiona jego zachowaniem.
- Papo, zanim założę ubranie, muszę najpierw ściągnąć nocną koszulę i Liese musi mi
wyszczotkować włosy.
- Nie będziemy się teraz zajmować twoimi włosami.
- Papo, czy na zewnątrz jest ciemno? - spytała, kiedy ściągał jej przez głowę płócienną
koszulkę.
- Tak, Gillian, jest ciemno.
- Będę musiała wyjść z domu?
Słysząc lęk w głosie córki, spróbował ją uspokoić.
- Pochodnie będą oświetlać drogę, a poza tym nie będziesz sama.
- Pójdziesz z Christen i ze mną?
Odpowiedziała jej siostra.
3
- Nie, Gillian - zawołała z drugiego końca sypialni. - Bo papa musi tu zostać i walczyć, na
miłość boską - wyjaśniła, powtarzając często używane przez ojca wyrażenie. - Prawda, papo?
Lawrence nakazał Christen, żeby się uciszyła,
- Nie chcemy, żeby ktoś wiedział, że stąd wychodzicie -wytłumaczył szeptem. - Potrafisz
być naprawdę cicho?
Christen poważnie skinęła głową.
- Potrafię - zapewniła szeptem. - Umiem być strasznie cicho, kiedy muszę, a kiedy...
Lawrence zakrył jej usta ręką.
- No to bądź cicho, złotko.
William wziął Gillian na ręce i przeniósł ją ciemnym korytarzem do komnaty ojca. Spencer
i Tom szli na czele, oświetlając drogę wysoko uniesionymi świecami. Wielkie cienie tańczące
po ścianach przesuwały się wraz z nimi, a jedynym odgłosem był stukot butów o kamienną
posadzkę. Przestraszona Gillian mocno objęła żołnierza za szyję i ukryła twarz pod jego brodą.
- Okropne są te cienie - pisnęła.
- Nie zrobią ci nic złego - mruknął uspokajająco.
- Chcę do mamy, Williamie.
- Wiem, niedźwiadku.
To zabawne przezwisko zawsze ją rozśmieszało i nagle przestała się bać. Ojciec wyprzedził
ich, prowadząc do swojej komnaty. Gillian miała ochotę go zawołać, ale William przyłożył
palec do ust, przypominając jej, że powinna zachować ciszę.
Gdy tylko znaleźli się wszyscy w sypialnej komnacie ojca, Tom ze Spencerem przesunęli
wzdłuż ściany długą skrzynię, odsłaniając drzwi do tajemnego przejścia. Zardzewiałe zawiasy
wydały złowrogi zgrzyt, niczym wieprz, któremu siłą otwiera
się pysk.
Lawrence i William musieli postawić dziewczynki na ziemi, żeby nasączyć i zapalić
pochodnie. Gdy tylko się odwrócili, Christen i Gillian natychmiast pobiegły do ojca, który
klęcząc pochylał się nad inną skrzynią, stojącą w nogach łóżka, szukając czegoś w jej wnętrzu.
Dziewczynki stanęły po obu stronach ojca i wspiąwszy się na palce, uczepione krawędzi
skrzyni, próbowały także zajrzeć do środka.
- Czego szukasz, papo? - spytała Christen.
- Tego - odparł, unosząc wysadzaną klejnotami szkatułkę.
- Jaka piękna, papo - zachwyciła się Christen. - Chciałabym ją dostać.
- Ja też - zawtórowała jej Gillian.
4
- Nie - odrzekł stanowczo. - Ta szkatułka należy do księcia Jana i dopilnuję, by ją odzyskał.
Nie podnosząc się z kolan, ojciec odwrócił się do Christen, chwycił ją za ramię i mocno
przyciągnął do siebie, kiedy próbowała się wyrywać.
- To boli, papo.
- Wybacz, kochanie. - Natychmiast rozluźnił uścisk. - Nie chciałem, żeby cię bolało, ale
musisz posłuchać uważnie tego, co mam ci do powiedzenia. Christen, potrafisz się skupić?
- Tak, papo, umiem słuchać uważnie.
- Doskonale - pochwalił. - Chcę, żebyś zabrała ze sobą tę szkatułkę, kiedy stąd odjedziesz.
Lawrence będzie cię chronił i zaprowadzi cię w bezpieczne miejsce daleko stąd. Pomoże ci
ukryć ten nieszczęsny skarb do czasu, aż nadejdzie właściwa pora, gdy będę mógł po ciebie
przyjść i oddać szkatułkę księciu Janowi. Christen, nie wolno ci nikomu mówić o tym skarbie.
Gillian okrążyła biegiem ojca i stanęła obok siostry.
- A mnie może powiedzieć, papo?
Ojciec zignorował jej pytanie, wyczekując na odpowiedź Christen.
- Nie powiem - obiecała starsza córka.
- Ja też nikomu nie powiem - zawtórowała jej Gillian, zamaszyście kiwając głową na znak,
że poważnie traktuje obietnicę.
Ojciec nadal nie zwracał uwagi na młodszą córkę; w owej chwili najbardziej zależało mu na
tym, by Christen pojęła wagę jego słów.
- Dziecinko, nikt nigdy nie może się dowiedzieć, że masz tę szkatułkę. A teraz popatrz, co
zrobię - polecił. - Zawinę szkatułkę w tę tunikę.
- Żeby nikt jej nie zobaczył? - spytała Christen.
- Właśnie - potwierdził szeptem. - Żeby nikt jej nie zobaczył.
- Ale ja ją już widziałam, papo - wyrwało się Gillian.
- Wiem, że ją widziałaś - przyznał. Podniósł wzrok na Lawrence.
- Jest za mała... Za wiele od niej wymagam. Dobry Boże, jak mam pozwolić odejść moim
maleństwom?
Lawrence podszedł bliżej.
- Będę chronił Christen nie szczędząc własnego życia i zadbam o to, by nikt nie zobaczył tej
szkatułki.
William także pośpieszył z zapewnieniem:
- Nic złego nie spotka lady Gillian. Masz na to moje słowo, baronie Ranulf. Oddam życie za
jej bezpieczeństwo.
5
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agus74.htw.pl