GR509. Winston Anne Marie - Ogloszenie matrymonialne, Harlequin Gorący Romans

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Anne Marie Winston
Ogłoszenie matrymonialne
(Tall, Dark & Western
)
SCAN
dalous
PROLOG
List, zaadresowany nieznaną kobiecą ręką, Marty Stryker wyciągnął ze swojej
skrzynki pocztowej w Kadoce, w stanie Dakota Południowa, z wyraźnym
obrzydzeniem. Zachowywał się tak, jakby przesyłka była trująca. Zatrzymał się
przy koszu na śmieci i wrzucił do niego ulotki oraz reklamy. Przez chwilę ważył
zagadkowy list na dłoni.
Czy powinien go przeczytać? Ostatnie były tak głupie, że nawet nie chciało mu
się na nie odpowiadać. Jednym ruchem rozdarł kopertę i rzucił okiem na zapisaną
kartkę papieru.
„Drogi Kowboju, De musiałabym wiedzieć o dzieciach, żebyś się ze mną
ożenił? Mam osiemnaście lat. Może ci się wydam trochę za młoda, ale...”
Marty prychnął. Kolejny list wylądował w koszu.
Zniechęcony pchnął ciężkie drzwi i wyszedł prosto w objęcia mroźnego,
zimowego popołudnia. Zaparkował kilka kroków od Main Street. Szybko tam
dotarł. Wcisnął do auta swoje potężne ciało, zapalił silnik i czekał przez chwilę,
żeby zrobiło się trochę cieplej. Zdjął kapelusz i rzucił go na siedzenie pasażera.
Przeczesał dłonią kędzierzawe, jaśniejsze na końcach włosy.
Ogarnęło go zniechęcenie. Niemal rok temu zamieścił w kilku gazetach w
Rapid City ogłoszenie o poszukiwaniu żony. Kto by pomyślał, że tak trudno jest
znaleźć właściwą partnerkę?
Oderwał się od swoich myśli. Wyjechał z miasteczka na południe, kierując się
w stronę Lucky Stryke, rancza, na którym pracował razem ze swoim bratem,
Deckiem. Marty pragnął jedynie miłej, pracowitej kobiety, która pomogłaby mu w
wychowaniu córeczki i prowadzeniu rancza. Potrzebował kogoś, kto nie stroniłby
też od łóżkowych igraszek, kilka razy w tygodniu. Nie oczekiwał deklaracji
wielkiej miłości; właściwie nie brał pod uwagę możliwości poślubienia kobiety,
która by go pokochała.
Już kiedyś kochał. I strata Lory była nie do zniesienia. Teraz chciał tylko
partnerki, kogoś, kogo polubiłby na tyle, żeby móc spędzić razem z nią życie. Nie
chciał mieć więcej dzieci, więc jego nowa żona nie mogła o tym myśleć. Ale poza
tym nie miał specjalnych wymagań.
A może i miał. Pomyślał o tych kilku ostatnich miesiącach, w czasie których
doszło do paru katastrofalnych spotkań. Pijane kobiety, zarozumiałe, które mówiły,
że mają trzydzieści lat, podczas gdy było widać, że bliżej im do sześćdziesiątki... A
ta, którą w końcu wybrał, powiedziała, że nigdy nie zamieszka w takim
zapomnianym przez Boga miejscu, jak Kadoka.
A Marty kochał to miasteczko, dom dla jakichś siedmiuset osób. Kochał
szeroką, płaską prerię i łagodne wzgórza, długie zimy i skwarne lata, kochał głupie
bydło oraz zapierającą dech w piersiach potęgę burz przewalających się przez te
tereny od północy. Spojrzał przez okno na zniszczone przez erozję wzgórza
Badlands, które rozciągały się od zachodu, surowe i dziwnie piękne w jego oczach.
Wbrew sobie wrócił myślami do innej wyprawy tą samą drogą. Było to ponad
dwa lata temu, jechał w przeciwnym kierunku dużo, dużo szybciej, bo wiózł swoją
rodzącą żonę do szpitala w Rapid City.
Zacisnął dłonie na kierownicy tak mocno, że zbielały mu kostki. Przegrał
wtedy pojedynek z czasem, stracił Lorę i synka, którego nosiła pod sercem. Została
mu samotność i smutek. Powtórny ożenek nie był mu w smak, ale musiał myśleć o
swojej córce. Śliczna, niesforna Cheyenne potrzebowała matki. Jego też męczyło
już spanie w pojedynkę, troska o przygotowanie posiłków i robienie prania
pomiędzy karmieniem, znakowaniem i odbieraniem nowo narodzonych cieląt. I nie
chciał dłużej patrzeć, jak z braku kobiecej ręki jego dom popada stopniowo w
ruinę.
Dlatego mimo wszystko postanowił ciągnąć dalej swe poszukiwania. Nie dbał
o to, że brat i przyjaciele uważali to za poroniony pomysł.
Gdzieś musi przecież być odpowiednia kobieta.
Juliette Duchenay wrzuciła kopertę do skrzynki pocztowej w holu poczty w
Rapid City.
Minęła minuta, a ona wciąż stała przed skrzynką. Co ją napadło, żeby
odpowiadać na to ogłoszenie? Facet szuka żony! Musiała chyba postradać rozum!
Skrzyżowała ramiona na piersi i zapatrzyła się w skrzynkę. Była niewielka
Może gdyby zdjęła zimowy płaszcz, zdołałaby wsunąć rękę do otworu i wyłowić
kopertę. To było niezgodne z prawem, ale...
Poważnie się nad tym zastanawiała gdy do pocztowego holu wszedł kolejny
spóźniony klient. A potem następny. Najwyraźniej nie czekał jej los przestępczyni.
Wolnym ruchem podniosła nosidełko, w którym spał jej jedenastotygodniowy
syn, Bobby. No, dobrze. Zresztą pewnie ten facet i tak nie odpowie. Może już
kogoś znalazł.
Gazeta, w której znalazła jego ogłoszenie, należała do specyficznego typu
„znajdź partnera”. Wzięła ją dla zabawy. Chciała się czymś zając podczas
niedawnego lotu do Kalifornii. Czytając ogłoszenia, uświadomiła sobie, że gdyby
wyszła za mąż, jej teściowa zmuszona byłaby zaprzestać stosowania zabiegów
mających na celu ściągnięcie jej z powrotem do Kalifornii i zamieszkanie pod
jednym dachem.
Wyjść za mąż. To się wydawało dość drastycznym posunięciem, ale jej
teściowa była niebezpieczną osobą. Odkąd Juliette owdowiała, z coraz większym
trudem przychodziło jej samodzielne podejmowanie decyzji, dotyczących
codziennych spraw. Zdążyła się trochę do tego przyzwyczaić w czasie kilku
miesięcy, jakie minęły od śmierci Roba, ale teraz nie była już w ciąży, nie
rozpaczała i nie była nieustannie zmęczona. Niestety, kiedy spróbowała przejąć z
powrotem kontrolę nad swoim życiem, Millicent Duchenay ruszyła za nią i
podnajęła mieszkanie, które Juliette znalazła. Zniszczyła resztkę zaufania, jakie je
łączyło. Teściowa cały czas wyjaśniała, że dla dobra Bobby’ego powinny
mieszkać razem, tworzyć rodzinę...
Tego było za wiele dla Juliette. Przeprowadzka do Rapid City wydawała się
wtedy zdecydowanym posunięciem. Teraz jednak miała wątpliwości, czy dość
zdecydowanym. Millicent miała mnóstwo pieniędzy, a pieniędzmi można załatwić
wszystko. Zdołała omamić nimi właścicieli sklepu, gdzie Juliette znalazła pracę.
Została zwolniona z dwutygodniowym wypowiedzeniem i ciepłą uwagą, żeby
następnym razem nie mówiła teściowej, gdzie pracuje. Znalazła inną pracę,
zastosowała się do rady poprzedniego pracodawcy. Jednak coraz wyraźniej
zdawała sobie sprawę z tego, jak silne jest pragnienie kontrolowania sytuacji przez
jej teściową.
Bobby nie będzie dorastał tłamszony przez rodzinę, tak jak dorastał jego ojciec.
Kochała Roba. Spotkali się na studiach. Niedługo po ślubie przenieśli się do jego
rodzinnego miasta, gdzie wciąż mieszkała jego matka. Czy wy szłaby za Roba,
gdyby zdawała sobie sprawę z tego, jakiego rodzaju więzi łączą go z matką? Nie
chciała się nad tym głowić. Kochała Roba. Oczywiście, że i tak by za niego
wyszła.
Millicent była toksyczną teściową. Nigdy się nie pokłóciły, głównie dlatego, że
Juliette w kontaktach ze starszą panią przywoływała na pomoc cały swój takt i
powściągliwość. Kiedy Rob zmarł, stopniowo zaczęło do niej docierać, że
Millicent weźmie jej życie w swoje ręce, jeśli tylko na to pozwoli.
Więc nie pozwoliła.
Ruszyła szybszym krokiem do samochodu. Przypięła Bobby’ego do fotelika na
tylnym siedzeniu. Wskoczyła za kierownicę. Jej oko przykuło ogłoszenie, od
którego się to wszystko zaczęło:
„Samotny trzydziestokilkulatek. Właściciel dobrze prosperującego rancza
szuka pracowitej kobiety. Cel: małżeństwo, prowadzenie domu, opieka nad
dzieckiem. Oferuje bezpieczeństwo, wierność i wygodne życie”.
Ogłoszenie wyróżniało się spośród innych między innymi rym, że było
napisane wprost. Ten mężczyzna nie opisywał siebie jako romantyka gotowego
skąpać kobietę w szampanie i miłości. Nie pisał o rozmiarze stanika u kandydatek,
nie wspominał o wieku. Nie obchodziło go, czy lubią przechadzki w świetle
księżyca, czerwone róże, wielkie bale i kolacje przy świecach. I, co najważniejsze,
musi mieć dzieci, skoro o tym pisał. Wiec pewnie nie przeszkadzałoby mu jedno
więcej.
Jednak nie wspomniała o Bobbym w swoim liście. Instynkt podpowiadał jej,
żeby z tym poczekać.
Marty Stryker rozdarł kopertę i przeczytał napisaną ręcznie notatkę, która
czekała na niego na poczcie w Kadoce.
26 listopada „Drogi Panie, Piszę w odpowiedzi na Pana ogłoszenie. Jeśli to
wciąż aktualne, zgłaszam swoją kandydaturę. Mam dwadzieścia cztery lata, byłam
zamężna, owdowiałam. Umiem gotować, sprzątać, prowadzić dom. Lubię dzieci i
chętnie się zatroszczę o Pana pociechy. Jeśli chciałby się Pan spotkać, mieszkam i
pracuję w Rapid City.
Czekam na odpowiedź.
Z poważaniem, Juliette Duchenay”.
5 grudnia „Droga Pani Duchenay, Dziękuję za Ust. Mam czteroletnią córeczkę
i potrzebuję kogoś, kto by się nią zajął. Przydałaby mi się również pomoc w domu,
bo pracuję na ranczu, więc często mnie nie ma. Chciałbym się z Panią spotkać w
Rapid. Najlepiej w sobotę lub niedzielę po południu.
Z poważaniem, Todd Martyn Stryker, Jr. „
12 grudnia „Drogi Panie Stryker, Dziękuję za list. Już się nie mogę doczekać,
kiedy mi Pan opowie więcej o swojej córeczce i o ranczu. Czy moglibyśmy się
spotkać w barze w centrum handlowym Rushmore Mall w sobotę, 27 grudnia, o
14. 00? Jestem blondynką i będę w czarnej sukience.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agus74.htw.pl