GR1045. Lindsay Yvonne W pulapce zmyslow, Nowe romanse

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->Yvonne LindsayW pułapcezmysłówTytuł oryginału: A Silken SeductionROZDZIAŁ PIERWSZY– Proszę wyjść! Panna Cullen nie przyjmuje!Avery aż podskoczyła na dźwięk głosu swojej gosposi i kropla zieleniwiosennej prysnęła z koniuszka pędzla na płótno. Tuż za sobą usłyszałaodgłos kroków.Westchnęła i odłożyła pędzel. Dzień i tak jest stracony. Przy tejmglistej, niemal jesiennej pogodzie, kolory zlewają się w burą plamę. Gdybytylkożarliwymzapałem do malowania można było pokryć wszystkie inneniedostatki, pomyślała zżalem,sięgając po szmatkę zawieszoną na sztaludze.Starannie wytarła palce i odwróciła się do intruza. Gosposia zazwyczajskutecznie powstrzymywała nieproszonych gości przed przekroczeniemprogu jej domostwa. Strzegła swojej młodej pani niczym groźny cerber ibroniła jej prawa do prywatności. Tym razem komuś udało się szturmemzdobyć szańce. Mężczyzna, który kroczył przodem, zignorował drepczącą zanim przysadzistą gospodynię, patrzył tylko na Avery.Trzeba przyznać,żei Avery nie mogła oderwać od niego wzroku:wysoki blondyn z lekkim zarostem, ustami stworzonymi do pocałunków ilekko potarganymi włosami. Przystojna bestia. Coś w nim było znajomego,ale przecież nie zapomniałaby tego faceta, gdyby jej go przedstawiono. Zaraz,zaraz. Czy to nie ten sam człowiek, na którego wskazała Macy podczas aukcjiw Nowym Jorku? Avery poczuła się dziwnie – ale nie był to lęk, nawet niezaniepokojenie z powodu wtargnięcia nieznajomego na jej teren.Nie umiała nazwać tego uczucia i było to równie irytujące, jakbezskuteczne próby utrwalenia na płótnie piękna ulubionego ogrodu ojca.Gwałtownie się zaczerwieniła, serce zabiło szybciej. To tylko rozdrażnienieZ1LTRpowodu niespodziewanej wizyty, powiedziała sobie, ale wiedziała,żesamasię oszukuje.– Przepraszam, panno Cullen. Mówiłam panu Price'owi,żepanienka nieprzyjmuje, ale on mnie nie posłuchał. – Głos gospodyni, zwłaszcza wtedy,kiedy coś ją wyprowadziło z równowagi, wskazywał na jej pochodzenie zEast Endu, biednej robotniczej dzielnicy Londynu. Teraz przepełniało jąoburzenie na bezczelność Jankesa.– Mówi,żebył umówiony.– W porządku, pani Jackson. Skoro już tu jest... – Avery postanowiłaodwołać się do wpajanych jej od dzieciństwa zasad dobrego wychowania. –Może nasz gość przed wyjściem zechce napić się herbaty na tarasie?– Kawy, jeśli można. – Od pierwszych słów było jasne,żemężczyznanależy do bostońskich wyższych sfer, a jego przodkowie zapewne przybyli napokładzie „Mayflower” z pierwszymi kolonistami. Teraz coś zaskoczyło wmózgu Avery. Price, słyszała już to nazwisko.Pani Jackson poszła do kuchni, mrucząc pod nosem nieprzychylneuwagi pod adresem gościa.– Price? Zapewne Marcus Price z Waverly’s w Nowym Jorku? –upewniła się Avery.Dom aukcyjny prowadził wyprzedaż majątku matki jej przyjaciółki.Pojechała wspierać Macy, więc wiedziała, ile ją kosztowało rozstawanie się zpamiątkami z dzieciństwa, niezależnie od tego, czy wszystkie budziły miłewspomnienia. Avery postanowiła,żenic jej nie skłoni do pozbycia sięrodowych skarbów. Na szczęście ma ten luksus,żeojciec zapewnił jejkomfortoweżycie.– To dla mnie zaszczyt,żepamięta pani moje nazwisko. – Mężczyznamiał uwodzicielski uśmiech. Naprawdę można stracić dla niego głowę.2LTR– Proszę nie liczyć na szczególne względy – odparła chłodno, choć jegobliskość zbijała ją z tropu. – Wyraźnie mówiłam,żenie mam zamiaru pozbyćsię kolekcji zgromadzonej przez mojego ojca. Traci pan czas.Znowu się uśmiechnął, a ona pomyślała,żewrodzony wdzięk otwieramu wiele drzwi.Świetniezna takich mężczyzn jak on: pewnych siebie,bezczelnych. Miał te cechy, których jej brakuje, a jednak tym razem czeka gorozczarowanie.– Warto było przylecieć do Europy,żebypanią poznać.Trudno nie zauważyć aluzji,żechętnie zacieśniłby tę znajomość.– Pochlebstwa na mnie nie działają, panie Price. Lepsi od pana połamalisobie zęby.– Mam na imię Marcus.– Niczego nie sprzedaję, Marcusie. Czemu zawdzięczam tę wizytę?– Pani asystent, David Hurley, umówił nas na spotkanie już dwatygodnie temu. Sądziłem,żepanią uprzedził. – Dostrzegł gniew w jej oczach,więc skończył pojednawczo: – Przykro mi,żeo niczym pani nie wiedziała.Byłem pewien,żejest pani otwarta na sugestie z naszej strony.Dobry jest. Czarujący, szczery – Avery mogłaby się nabrać, gdyby niepodejrzenie,żeMarcus Price w jakiś sposób przekupił Davida. Do tej poryuważała,żeasystent, który przez wiele lat był sekretarzem ojca, jest pozawszelkim podejrzeniem, ale się pomyliła. Nie przychodziło jej do głowy, jakinaczej Marcus Price umówił się na spotkanie, skoro jej instrukcje byływyraźne –żadnychkontaktów z domami aukcyjnymi. Trzeba będzieprzeprowadzić rozmowę z Davidem, co nie jestłatwe,zważywszy na to,żezostał w Los Angeles. Jeśli nie ma w zanadrzu wiarygodnegousprawiedliwienia, to chyba go zwolni, mimo wielu lat nienagannej pracy.Zaufaniełatwojest podważyć, ale trudno je odzyskać.3LTR– Podano kawę. – Avery nie zamierzała zwierzać się nieznajomemu zeswoich rozterek. – Zapraszam na taras.– Dziękuję. – Gestem wskazał,żepodąży za nią.Czuła na plecach jego wzrok, gdy prowadziła gościeżkąprzez ogród.Miło by było mieć na sobie coś bardziej twarzowego niż stare dżinsy ipoplamiona farbami koszulka, pomyślała i zaraz się skarciła za kokieterię.Przecież nie będzie się krygować przed Marcusem. Nie interesują go jejwdzięki, tylko kolekcja impresjonistów, którą ojciec zgromadził przezćwierćwieku. Zapewne wystawienie jej na sprzedaż byłoby kolejnym szczeblemjego kariery.Gdy weszli na taras, pani Jackson już tam była z wózkiem pełnymfiliżanek, talerzyków, imbryczków i mise- czek. Starannie nakryła małyżelaznystolik. Avery wskazała Marcusowi krzesło.– Mleko czyśmietanka?– spytała uprzejmie, nalewając aromatycznypłyn ze srebrnego imbryka zdobionego rodowym herbem jej brytyjskiejmatki.– Dziękuję, piję czarną.– Cukier? – Nieżyjący rodzice byliby dumni,żetak wzorowowywiązuje się z towarzyskich obowiązków.– Dwiełyżeczki,proszę.LT4R– Dwie? – upewniła się uprzejmie. – Ach, rozumiem.– Myśli pani,żenie zaszkodzi mi odrobina słodyczy? – spytał zuśmiechem.– To pan powiedział, nie ja.Zręcznie wrzuciła srebrnymi szczypczykami dwie kostki cukru i podałagościowi filiżankę.– Dziękuję. – Zaczął mieszać kawę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agus74.htw.pl