Gene Brewer - K-PAX T.02 - Na promieniu swiatla, Ebooki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->GENE BREWERNA PROMIENIUŚWIATŁATŁUMACZENIE: MARIA I ANDRZEJ GARDZIELOWIE2003INNE KSIĄŻKI:SPIS TREŚCISPIS TREŚCIPROLOGSESJA SIEDEMNASTASESJA OSIEMNASTASESJA DZIEWIĘTNASTASESJA DWUDZIESTASESJA DWUDZIESTA PIERWSZASESJA DWUDZIESTA DRUGASESJA DWUDZIESTA TRZECIASESJA DWUDZIESTA CZWARTASESJA DWUDZIESTA PIĄTASESJA DWUDZIESTA SZÓSTASESJA DWUDZIESTA SIÓDMASESJA DWUDZIESTA ÓSMASESJA DWUDZIESTA DZIEWIĄTASESJA TRZYDZIESTASESJA TRZYDZIESTA PIERWSZASESJA TRZYDZIESTA DRUGAEPILOGMądrość (lub szaleństwo) protaPodziękowaniaCzasami człowiek zastanawia się, czy smokiz pradawnych wieków naprawdę wymarły.Zygmunt FreudPROLOGW marcu roku 1995 opublikowałem relację z szesnastu spotkań z pacjentempsychiatrycznym, który wierzył, że przybył (na promieniu światła) z planety o nazwie K-PAX. Pacjent ten - trzydziestotrzyletni biały mężczyzna, który nadał sobie imię „prot”(wymawiaj „prout”), stanowił w istocie przypadek podwójnej osobowości* [* Zespółwielorakiej osobowości - zaburzenie psychiczne polegające na występowaniu dwóch lubwięcej odrębnych osobowości (tożsamości), które mogą na przemian przejmować władzę nadciałem. (Jeżeli nie zaznaczono inaczej, przypisy pochodzą od tłumaczy).]. Pomimo ciężkiegourazu emocjonalnego, który dokonał spustoszeń w psychice Roberta Portera, mógł onprzetrwać dzięki temu, że skrył się za potężnym „przyjacielem z zaświatów” - swoimalterego.Gdy prot „powrócił na swoją rodzimą planetę”, dokładnie o godzinie 3.31 ranosiedemnastego sierpnia 1990 roku, złożywszy obietnicę, że pojawi się znowu „za jakieś pięćwaszych lat”, pozostał z nami Robert - w stanie niepoddającej się leczeniu katatonii,utrzymywany przy życiu dzięki stałemu monitorowaniu i starannej opiece.Wielu pacjentów, którzy przebywali w Instytucie Psychiatrii na Manhattanie (IPM) wczasie pobytu prota, już odeszło. Kurczak i pani Archer (wszystkie imiona i nazwiska zostałyzmienione, by chronić prywatność osób) wyprowadzili się niedawno do zespołu mieszkalnegodla rencistów na Long Island, dzięki dożywotniej rencie, którą pani Archer otrzymała pozmarłym mężu. Ed, psychopata, który w roku 1986 zastrzelił w supermarkecie sześciu ludzi,od czasu pewnego niespodziewanego spotkania z protem w 1990 roku wykazywał znaczniemniejsze tendencje do gwałtownych zachowań i mieszka teraz w domu opieki społecznejwraz z kotką La Belle Chatte, byłą mieszkanką IPM. Jedynym pacjentem opisywanym nakartachK-PAX,który nadal przebywał z nami w roku 1995, był Russell, nasz „kapelan-rezydent”, ponieważ nie miał dokąd pójść.Niemniej wszyscy mieszkańcy naszego szpitala, nawet ci, którzy przybyli niedawno,dobrze wiedzieli o przyobiecanym powrocie prota i w miarę jak beznadziejnie upływałyupalne bezdeszczowe dni lata, zarówno wśród pacjentów, jak i personelu wzrastało napięcie.(Jedynie Klaus Villers, nasz dyrektor, pozostawał niewzruszony. Orzekł: „On nigdy nie wróci.Robert Porter zostanie tutaj na zawsze”).Nikt jednak nie oczekiwał powrotu prota bardziej ode mnie, nie tylko z powoduojcowskich uczuć, jakie zrodziły się we mnie w czasie naszych wspólnych sesji, ale ponieważwciąż jeszcze miałem nadzieję, że uda mi się wydobyć Roberta z oddziału katatonicznego i -z pomocą prota - wprowadzić na długą drogę ku wyleczeniu.Ponieważ „jakieś pięć lat” od czasu, gdy prot nas opuścił, mogło oznaczaćjakąkolwiek datę w roku 1995 lub nawet późniejszą, wspólnie z żoną postanowiliśmy spędzić,jak zazwyczaj, dwa środkowe tygodnie sierpnia w naszym Adirondack.To był błąd. Perspektywa bliskiego powrotu prota zaabsorbowała mnie do tegostopnia, że byłem beznadziejnym kompanem dla Karen i naszych przyjaciół, państwa Siegel,którzy wspólnie wszelkimi sposobami usiłowali odciągnąć mnie od myśli o sprawachzawodowych. Teraz myślę, że podświadomie musiałem zdawać sobie sprawę z tego, iż dlaumysłu tak ścisłego jak umysł prota „jakieś pięć lat” oznaczało porę mieszczącą się wgranicach paru minut lub godzin od zapowiedzianego terminu. W rzeczy samej w czwarteksiedemnastego sierpnia o godzinie 9.08 odebrałem telefon od naszej pielęgniarki przełożonejBetty McAllister, która płakała ze szczęścia. „Wrócił!” - to wszystko, co zdołała mipowiedzieć, i to wystarczyło w zupełności.„Będę dziś popołudniu - zapewniłem ją. - Proszę mu nie pozwalać nigdziewychodzić”.Karen (która sama była pielęgniarką psychiatryczną) uśmiechnęła się tylko, pokiwałagłową i zabrała się do pakowania lunchu dla mnie na drogę powrotną do miasta, podczas gdyja szybko zbierałem nieprzeczytane prace oraz niedokończone notatki i wpychałem je doteczki.W czasie jazdy miałem sposobność zastanowić się raz jeszcze nad wydarzeniami zroku 1990, które przebiegałem myślą już parę tygodni temu, przygotowując się na ewentualnypowrót prota. A oto krótkie streszczenie dla wszystkich, którzy nie znają historii tegoprzypadku:Robert Porter urodził się i wychował w Guelph w stanie Montana. W roku 1975, kiedybył w ostatniej klasie szkoły średniej, ożenił się z koleżanką z klasy, Sarą (Sally) Bamstable,która była już w ciąży. Jedyną pracą, jaką mógł zdobyć, aby utrzymać żonę i oczekiwanedziecko, było ogłuszanie młodych wołów przy uboju w miejscowej rzeźni - ta sama pracabyła przyczyną śmierci jego ojca dwanaście lat wcześniej.Pewnej soboty w sierpniu 1985 roku Robert, wracając z pracy, zobaczyłwychodzącego z jego domu nieznajomego mężczyznę. Rzucił się w pogoń za intruzem, który
[ Pobierz całość w formacie PDF ]