George Catherine - Brazylijska przygoda, Romans
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
CATHERINE GEORGE
Brazylijska przygoda
ROZDZIAŁ PIERWSZY
W Londynie wiedziała, co zrobić, gdy rozlegnie się stukanie do
drzwi, ale tutaj, w hotelu, w górach Minas Gerais, oddalonych setki
kilometrów od Rio de Janeiro, Kate poczuła się lekko zaniepokojona.
Przerwała rozczesywanie długich, jeszcze mokrych po myciu włosów,
nasłuchując w nadziei, że jej się tylko wydawało, niezdecydowana,
jak się zachować. Przypomniała sobie przestrogi matki na temat
niebezpieczeństw czyhających na samotne kobiety w hotelach w
odległych krajach. Tak ją bawiły przed wyjazdem z Londynu, a teraz
nie widziała w nich nic śmiesznego.
Pomyślała, że to pewnie pokojówka przyszła posłać jej łóżko.
Ciągle trzymając szczotkę w ręku podeszła do drzwi.
- Kto tam? - spytała. Nikt jej nie odpowiedział.
- Tony? - zawołała. - Czy to ty się wygłupiasz?
- Znowu cisza.
Po chwili usłyszała stukanie. Tym razem jakby słabsze. Zawahała
się przez chwilę. Wiedziała przecież, że jest to przyzwoity hotel,
polecany przez jej londyńską szkołę. Powoli otworzyła drzwi. Cofnęła
się wystraszona. Na progu, oparty o framugę, stał młody mężczyzna,
patrząc na nią błagalnym wzrokiem. Kiedy wyciągnął do niej rękę,
próbowała natychmiast zatrzasnąć mu drzwi przed nosem. Ale zanim
zdążyła to zrobić, padł przed nią na próg, twarzą do ziemi.
Przez moment oniemiała z przerażenia, ale już po chwili uklękła
obok niego. Ten elegancko ubrany młody człowiek leżący z nosem
wetkniętym w dywanik, pozbawiony był możliwości oddychania!
Postanowiła więc odwrócić go na bok. I nagle z jej piersi wydobył się
przeraźliwy okrzyk. Pod palcami poczuła lepką krew na jego białej
koszuli.
- Nie, to niemożliwe! To tylko jakiś koszmarny sen - wmawiała
sobie. Wtedy właśnie, jakby na dowód, że to nie mara, nieszczęśnik
wydał bolesny jęk. Potrzebował pomocy, i to szybko. Podniosła
słuchawkę. Wykrztusiła z siebie parę świeżo poznanych portugalskich
słów, prosząc o natychmiastowe przybycie dyrektora hotelu. Jej
wezwanie musiało brzmieć dramatycznie, gdyż już po chwili zjawił
się sam właściciel Pouso da Rainha, senhor Paulo Pedroso.
Brazylijczyk krzyknął ze zgrozą na widok nieprzytomnego,
zakrwawionego człowieka w pokoju młodej kobiety, którą powitał w
swoim hotelu przed paroma godzinami jako gościa. Przyklęknął obok
leżącego i szybkimi ruchami wprawnych rąk zbadał ranę. Wstał i
ostrożnie przesunął go, by móc zamknąć drzwi. Chwycił za słuchawkę
i szybko wydał szereg poleceń. Kiedy skończył, zdjął z łóżka koc i
nakrył nim rannego, a następnie zajął się Kate. Otępiałą posadził na
krześle, nieustannie przepraszając za sytuację, w jakiej się znalazła.
- Szkoda, że pan Morton jeszcze nie wrócił - powiedział z żalem
w głosie. Ale Kate w tym momencie wcale nie myślała o Tonym
Mortonie.
- A co z... - zaczęła, lecz nagle zamarła na widok sączącej się
spod koca krwi.
- Powiedziano mi - wyjaśnił hoteleiro - żeby go nie ruszać. Zaraz
tu będzie jego brat.
Rozległo się ciche pukanie. Senhor Pedroso uchylił lekko drzwi, a
jakaś tajemnicza ręka wręczyła mu kieliszek. Podał koniak Kate i
nalegał, żeby wypiła go jednym haustem.
Kate nie znosiła koniaku, ale ponieważ zdawała sobie sprawę, że
potrzebuje czegoś, co postawi ją na nogi, wychyliła kieliszek do dna.
- Senhor Pedroso, czy pan zna go? - spytała wskazując na
nieszczęśnika, który leżał z zamkniętymi oczyma i od czasu do czasu
wydawał słabe jęki wskazujące, że jeszcze żyje. - Czy ktoś do niego
strzelał?
- Tak, znam go - potwierdził hoteleiro. - Nazywa się Claudio
Vasconcelos, panno Ashley, i nie strzelano do niego, lecz został
pchnięty nożem.
- O Boże! - krzyknęła. Zerwała się z krzesła, by bliżej przyjrzeć
się nieproszonemu gościowi. Jego oliwkowa cera niebezpiecznie
zszarzała.
- Może umrzeć bez natychmiastowej pomocy lekarskiej!
- Proszę się nie martwić, to tylko powierzchowna rana -
uspokajał ją Paulo Pedroso.
Rozległ się pisk hamulców na podjeździe hotelowym. Po chwili
usłyszeli kroki na korytarzu.
- Czy to lekarz? - spytała Kate.
- Nie, panno Ashley. - Twarz hoteleiro wyrażała napięcie. -
Przyjechał starszy brat Claudia, Luis.
Mężczyzna, który stanął w progu, zmierzył ją wzrokiem od stóp
do głów, po czym zwrócił się do Paula Pedrosa. Spokojnym,
stanowczym tonem zadał szereg pytań. Następnie nachylił się, by
popatrzeć na rannego brata.
Kate cały czas przypatrywała się Luisowi, który był wyraźnie
starszy niż Claudio i miał proste, gęste, ciemnokasztanowate włosy, w
odróżnieniu od kruczoczarnych loków brata. Wyglądał jak któryś z
tych smagłych mężów w zbroi z brązu, spoglądających dumnie spod
ciężkich powiek z bogato oprawionych portretów. Rodzina
Vasconcelos musiała wywodzić się z konkwistadorów, którzy w
imieniu króla Portugalii podbili Brazylię.
Paulo Pedroso patrzył wyraźnie zażenowany, jak Luis
Vasconcelos obrzucił Kate obraźliwym spojrzeniem. Stała
zakłopotana, ze zmierzwionymi, wilgotnymi włosami, w cienkim
szlafroku, w ręku trzymając kieliszek, którego nie zdążyła odstawić.
W oczach mężczyzny malował się wyraz najwyższej pogardy. Kate
zaczerwieniła się, gdy machnięciem ręki zbył próby hoteleiro, by ją
przedstawić. Odwrócił się do niej tyłem i bez wysiłku wziął na ręce
nieprzytomnego Claudia.
- Doktor Costa oczekuje nas w szpitalu - zwrócił się do senhora
Pedrosa, kierując się do wyjścia. - Jestem zobowiązany, Paulo.
- Nie ma o czym mówić, zawsze do usług. - Właściciel hotelu
wybiegł z pokoju wezwać windę. Tymczasem Luis Vasconcelos
spojrzał wymownie na Kate.
- Puta! - parsknął i oddalił się szybkim krokiem, zanim zdołała
cokolwiek wykrztusić.
Trzęsąc się z wściekłości Kate zatrzasnęła za nim drzwi. Co on
sobie wyobraża, ten Vasconcelos? Kimże on jest, na Boga? Za kogo
mnie ma? Nawet nie uważał za stosowne, żeby się przedstawić! Przy
okazji dowiedziałby się, że nie mam nic wspólnego z nieszczęśliwym
wypadkiem jego brata. Nagle zamarła, bo uprzytomniła sobie, że
może on uważa, iż to ona zadała cios Claudiowi.
Och, jakże jej brakowało moralnego wsparcia! Tony zawsze
potrafił dodać otuchy. Gdzie on się podziewał?
Otarła łzy, kiedy usłyszała pukanie do drzwi.
- Tony? - zawołała z nadzieją w głosie.
- Nie, senhora. Proszę się nie niepokoić. To jeszcze raz ja, Paulo
Pedroso.
Głęboko rozczarowana otworzyła drzwi.
- Panno Ashley, jest mi niezmiernie przykro, że została pani
narażona na takie nieprzyjemności.
- Mam nadzieję, że wyjaśnił pan temu wyjątkowo
nieuprzejmemu człowiekowi, że nie mam z tą sprawą nic wspólnego.
Przecież dopiero co tu przyjechałam i nigdy przedtem nie spotkałam
jego brata. Senhor Pedroso spojrzał na nią z zakłopotaniem.
- Niestety, nie było kiedy. Ważny był pośpiech. Chodziło o to, by
jak najszybciej przewieźć Claudia do szpitala. Lekarz już czekał.
Jestem przekonany - ciągnął - że wkrótce pan Vasconcelos dowie się
całej prawdy. - Rozejrzał się po pokoju. - Myślę, że po tym
wszystkim, co się tu wydarzyło, będzie lepiej, jeśli przeniesie się pani
do innego pokoju.
- Ma pan rację, będę wdzięczna, jeśli znajdzie pan dla mnie coś
innego.
- Przeniesiemy panią na górę. Jestem przekonany, że tam nikt nie
będzie zakłócał pani spokoju. - Paulo Pedroso spojrzał badawczo na
Kate. - Czy nie wolałaby pani, żeby pan Morton też tam zamieszkał?
Kate zaprzeczyła energicznie, rumieniąc się.
Wkrótce rzeczy Kate przeniesiono na najwyższe piętro hotelu,
gdzie czekał na nią cały apartament, składający się z saloniku, sypialni
i łazienki. Z balkonu roztaczał się widok na leżące u stóp wysokich,
górskich szczytów miasteczko Vila Nova.
Zmiana pokoju zdecydowanie dobrze jej zrobiła.
Starannie ubrana, uczesana w misterny warkoczyk przywitała w
drzwiach Tony'ego Mortona, który przybiegł zaskoczony jej
przeprowadzką.
- Możesz popatrzeć, ale nie wolno ci tu wchodzić - zatrzymała go
na progu. Spojrzał na nią nic nie rozumiejąc.
Tony Morton znał Kate od lat. Skończyli ten sam uniwersytet i
zaraz potem oboje dostali pracę w tej samej firmie. Nigdy nie mieli ku
sobie romantycznych skłonności. Tony był szczupłym blondynem i,
tak jak Kate, jeszcze trochę opalonym po niedawnym pobycie we
Włoszech, gdzie oboje uczyli angielskiego. Tam, w Turynie, wspólnie
z innymi nauczycielami angielskiego wynajmowali dom. Nie widział
więc nic niestosownego w tym, żeby czasami odwiedzić Kate w jej
pokoju.
- Dlaczego nie mogę wejść? Czy jest u ciebie jakiś mężczyzna?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]