George Catherine - Nie możesz odejść, George Catherine

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Catherine George
Nie możesz odejść
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Korzystając z tego, że taras opustoszał, Joscelyn Hunter ukryła się za najdalszą
kolumną. Najbliższa przyjaciółka urządziła huczne zaręczyny i Joss nie
wypadało odmówić udziału w uroczystości, chociaż musiała przyjść bez Petera.
Jak na idealnego gościa przystało, przyjaźnie ze wszystkimi gawędziła i wesoło
się śmiała. Po kilku godzinach jednak miała tego najzupełniej dość.
Wzdrygnęła się z zimna. Chętnie pożegnałaby się i opuściła rozbawione
towarzystwo, lecz nie mogła wymyślić żadnego pretekstu. Poza tym niezbyt
pociągała ją perspektywa powrotu do pustego mieszkania. Zatopiona w
niewesołych myślach patrzyła wprost przed siebie. Po pewnym czasie usłyszała
chrząknięcie. Odwróciła głowę i ujrzała bardzo wysokiego mężczyznę
trzymającego dwa kieliszki.
- Widziałem, że się wymknęłaś. - Nieznajomy wyciągnął rękę. - Proszę. Wino
chyba dobrze ci zrobi.
Joss niechętnie wzięła kieliszek. Niestety nie wypadało powiedzieć natrętowi,
żeby sobie poszedł i zostawił ją w spokoju.
- Dziękuję.
Po dość długim milczeniu usłyszała ciche pytanie:
- Wolałabyś zostać sama, prawda?
Nie odpowiedziała, tylko lekko wzruszyła ramionami.
I
- Wolałabyś zostać sama, prawda?
Nie odpowiedziała, tylko lekko wzruszyła ramionami.
- Potraktuję to jako przyzwolenie bym został – Nieznajomy uniósł kieliszek. –
Jaki toast wypijemy?
- Zdrowie narzeczonych
- A zatem zdrowie szczęśliwej pary.
- Nie przepadasz za szampanem, co?
- Niezbyt. A ty?
- Przyznam w tajemnicy, że nie cierpię.
- Zachowam ten sekret dla siebie.
Joss ze zdziwieniem stwierdziła, że rozmowa zaczyna jej sprawiać
przyjemność.
- Przyjaźnisz się z Hugh?
- Nie. - Mężczyzna uśmiechnął się. - Jestem znajomym znajomego, który mnie
tu zaciągnął siłą.
- Wolne żarty! - Przyjrzała mu się rozbawiona. - Takiego potężnego mężczyznę
chyba trudno gdziekolwiek zaciągnąć. Dlaczego się opierałeś?
- Bo na przyjęciach nudzę się jak mops, ale mój znajomy zarzuca mi brak życia
towarzyskiego... - Oparł się o kolumnę. - W kółko powtarza, że niezdrowo jest
tylko pracować. Bokiem mi to wychodzi, więc czasem dla świętego spokoju
pozwalam mu się gdzieś zabrać. Zostaw, jeśli ci nie smakuje.
- Przez cały wieczór piłam tylko wodę mineralną. Może odrobina szampana
poprawi mi nastrój.
Wypiła duszkiem, jakby łykała lekarstwo.
- Rozumiem.
- Czyżby?
- Obserwowałem cię od początku i co nieco zauważyłem.
- Mianowicie?
- Wyglądasz na osobę z problemami.
NIE MOŻESZ ODEJŚĆ
3
- I dlatego pospieszyłeś mi na pomoc? Często bawisz się w błędnego rycerza?
- Nigdy.
- To dlaczego dzisiaj zrobiłeś wyjątek?
- Z kilku powodów. Jednym z nich jest.. .no, powiedzmy, że ciekawość.
- A konkretnie?
- Co kryje się za tym wymuszonym uśmiechem? Joss odwróciła się i popatrzyła
w dal.
- Myślałam, że zdołałam ukryć swój podły nastrój.
- Na pewno nikt nic nie zauważył.
- Obyś miał rację. Nie chcę, żeby cokolwiek popsuło Annie humor.
- Przyjaźnicie się?
- Od lat. Ale dziś jest taka szczęśliwa, że nic więcej się dla niej nie liczy.
- Mieszkacie razem?
- Nie.
Zmieniając pozycję, nieznajomy rękawem musnął nagie ramię Joss. Przeszył ją
dreszcz.
- Robi się chłodno, możesz się przeziębić.
- Jeszcze trochę tu zostanę.
- Chcesz, żebym sobie poszedł?
- Jak sobie życzysz... - odrzekła obojętnym tonem.
Łudziła się jednak, że zostanie, ponieważ w jego towarzystwie poczuła się nieco
lepiej. Był bardzo wysoki, miał ostre rysy i gęste ciemne włosy. Sprawiał
sympatyczne wrażenie.
- Na zimno można coś zaradzić. - Mężczyzna zdjął marynarkę i otulił nią Joss. -
Nie chcę, żebyś dostała zapalenia płuc. W takim stroju...
3
NIE MOŻESZ ODEJŚĆ
Długa suknia z czarnej krepy, na cienkich ramiączkach i rozcięta z boku, była
bardzo obcisła.
- Co? - Joss zaśmiała się nerwowo. - Nie podoba ci się?
- Ani trochę.
- A to czemu?
- Ja zabroniłbym ci pokazywać się w czymś takim.
- O!
- Wiem, że nie jestem zbyt taktowny, ale odpowiedziałem szczerze na twoje
pytanie.
- Szarpnęłam się na modną kreację, bo zaręczyny przyjaciółki to wyjątkowa
okazja. Suknia sporo kosztowała, a w dodatku podoba mi się.
- Mnie też.
- To dlaczego ją skrytykowałeś?
- Nie miałem na myśli samej sukni.
- A ja naiwnie myślałam, że ładnie w niej wyglądam
- powiedziała Joss, udając rozżalenie.
- Wszyscy mężczyźni dosłownie pożerają cię wzrokiem.
- Ale nie ty.
- Szczególnie ja. - Nieznajomy zaśmiał się gardłowo.
- Zwłaszcza że twoja kreacja przywodzi na myśl sypialnię, półmrok...
- No wiesz. - Joss odwróciła głowę. - Zapewniam cię, że to nie koszula nocna.
Nie śpię w czymś takim.
- Ciekawe, w czym.. .lub bez czego śpisz. Powiedział to ciszej i takim tonem, że
Joss znowu przebiegł dreszcz.
- To nie temat do rozmowy.
- Czemu?
- Nie znamy się.
NIE MOŻESZ ODEJŚĆ
4
- Nic prostszego, jak się zapoznać. - Mężczyzna zamknął jej dłoń w ciepłym
uścisku. - Jak ci na imię?
Joss wpatrywała się w złączone ręce.
- Imię? - rzekła po chwili wahania. - Dziś nie chcę być sobą. Powiedzmy... Eve.
- Wobec tego ja będę Adamem. - Mocniej zacisnął palce. - Przyjęcie dobiega
końca. Czy panna Eve ulituje się nad samotnym Adamem i przyjmie
zaproszenie na kolację?
- Przyszedłeś ze znajomym - przypomniała.
- Jemu to nie będzie przeszkadzało. - Pochylił się i zajrzał jej w oczy. - Co
zaplanowałaś na resztę wieczoru?
- Nic. - Odwróciła głowę. - Byłam umówiona, ale nic z tego nie wyszło.
Właśnie z tego powodu nie miałam nastroju do zabawy. I dlatego... Adamie...
nie uśmiecha mi się wyjście do restauracji.
- Wobec tego zamówię kolację do pokoju. - Błysnął olśniewająco białymi
zębami. - Nie rób takiej obrażonej miny. Jedyne, co proponuję... i czego
oczekuję... to wspólny posiłek. Naprawdę.
- Jeśli zgodzę się iść do ciebie, będziesz spodziewał się więcej...
- Obserwowałem cię dość długo i wiem, że nie jesteś typową poszukiwaczką
przygód.
Joss wyrwała rękę i zdjęła marynarkę.
- Czyli masz nade mną przewagę, bo ja o tobie nic nic wiem.
Adam włożył marynarkę, podszedł do otwartych drzwi i stanął w smudze
światła, aby Joss mogła go obejrzeć. Miał wystające kości policzkowe, nieco
skośne oczy, ciemne brwi, orli nos i szerokie usta.
5
NIE MOŻESZ ODEJŚĆ
- No i jak, Eve? Ujdę w tłumie? Joss oblała się rumieńcem.
- Chyba... Adamie. Chętnie zjem kolację w twoim towarzystwie, ale nie w
twoim pokoju.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agus74.htw.pl