Goudge Eileen - Tak czy owak, Knigi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->Eileen GoudgeTak czy owak, zaręczona- Gdy człowiek kroczy po jakiejś drodze,zawsze przewidzieć można,jaki go czeka kres - ciągnął Scrooge.- Lecz jeśli człowiek zmieni drogężycia,inny go także będzie czekał kres. Powiedz mi, duchu,żetak właśnie jest z widziadłami, któreś mi ukazał.Karol DickensOpowieści wigilijne. Kolęda(przeł. Krystyna Tarnowska)RSRozdział pierwszy- Ani się obejrzysz, a już będę z powrotem. Mój dom jest zaraz przy końcu tejulicy - powiedział Jonathon, kiedy zbliżali się do stacji Great Neck. W sobotni poranekparking był prawie pusty. - Jesteś pewna,żenie masz nic przeciwko temu? Mogłobybyć nieco niezręcznie z Rebeką i w ogóle. - Spojrzał z niepokojem na Jessie.- Wszystko w porządku, Jon. - Uśmiechnęła się do niego najmilszym ze swoichuśmiechów, mówiących: „Razem przez to przejdziemy".Rozmawiali już wcześniej i mówiła,żenie ma nic przeciwko temu, by poczekaćna stacji i tym samym uniknąć możliwych scen, podczas kiedy on pojedzie do swojejbyłejżonypo dzieci. Tak naprawdę miała coś przeciwko, ale tylko troszeczkę... Wkońcu zorganizował to spotkanie,żebymogła poznać Zacha i Sarę. Nie miała zamiaruroztrząsać faktu,żepowiedziałmój dom,co przecież było tylko technicznie prawdą.Nie będzie również zajmować się tym, jak dzieci odbiorą wiadomość,żedziewczynaich ojca nie jest całkiem koszerna. Musi unikać używania takich słów jak koszerny -nie należało przypominać jego rodzinie,żenie byłaŻydówką.Jak i o tym,żekiedyśźlewymówiła imię wujka Chaima (niczym rym do szelma), a Jonathon ją poprawił,mówiąc,żewymawia się je „Hiy-am".- Dzięki, Jess.Jego spojrzenie było pełne ciepła i wdzięczności. Przeszedł ją miły dreszcz,przypominający, dlaczego się w nim zakochała. Oprócz tego,żewyglądał jak zżurnala,to jeszcze był opiekuńczy i wrażliwy, a jednocześnie na tyle wyrazisty,żebypozostać interesującym. Teraz musiała tylko pozytywnie przejść test z jego dziećmi...- Nie ma za co.Mama przecież wychowała ją na dobrą sportsmenkę, co oznaczało,żenawetjeśliby wykrwawiała się naśmierćalbo miała zawał, nie dałaby tego po sobie poznać.Nie zauważywszy nawet cienia niepewności w jego oczach, położyła dłoń na jegonadgarstku i dodała:- Tak będzie prościej dla nas wszystkich.Odpinała już pas,żebywysiąść z samochodu, kiedy ogarnęła ją fala paniki.- A co będzie, jak mnie nie polubią?Odwróciła się,żebyspojrzeć na Jonathona. Coś jąścisnęłowżołądkujuż nasamą myśl o tym. Zmarszczył się skonsternowany, odgarniając ciemne pasmo włosów,które opadało mu na brew jak u Clarka Kenta.- Zawsze na początku jest trudno - powiedział z wolna, w ten właściwy mu, pełenRStroski sposób, co uświadomiło jej,żetraktuje te obawy poważnie. - Ale kiedy cię jużpoznają, jestem pewien,żepokochają cię tak mocno, jak ja.Ona nie była tego taka pewna. Znowu coś wykonało leniwy półobrót w jejżołądku.- Cóż, ciągle zastanawiam się, czy to rzeczywiście był dobry pomysł.Mieli pojechać do domu jego rodziców w Rhinebeck. Jonathon chciał upiec dwiepieczenie na jednym ogniu: poznać ją z dziećmi i przedstawić rodzicom; wszystko naraz. Odniosła wrażenie,żeugryzła dużo więcej tej pieczeni, niż była w stanieprzełknąć. Ponadto jej najlepsza przyjaciółka, Erin, która wróciła do Willow Creek,stanowczo odradzała takie spotkanie. Kiedy jednak Jonathon wspomniał o swoimpomyśle po raz pierwszy, Jessie była tak podekscytowana następnym etapem ichznajomości, możliwością,żestanie się cząstką jegożyciai przestanie być tylko bliżejnieokreśloną dziewczyną, ukrywaną przedświatem, żenie do końca przemyślaławówczas tę decyzję.- Nie stresuj się, wszystko będzie dobrze. Matka i ojciec może nie sąprzeciętnymi rodzicami, ale trzeba przyznać,żetoświetniludzie. Polubisz ich.żewyjdzie na neurotyczkę, niż z powodu tego, co ją czeka. Dopiero później okazałosię,żeskupiała się tylko na tym, aby nie upodobnić się do byłejżonyJonathona.- Wiem,żemasz rację. Tylko trochę się denerwuję. Wszyscy znają ten dowcip omatceŻydówce,która wsadziła sobie głowę do piekarnika na wieść o tym,żejej synspotyka się z jakąś gojką.Pomyślała o ich pierwszym spotkaniu, które miało miejsce sześć miesięcy temu,w barze sałatkowym w koreańskich delikatesach, niedaleko jej domu. Nakładaławłaśnie cieciorkę do swojej sałatki z zielonych warzyw, kiedy jakiś wewnętrzny radarkazał jej spojrzeć w górę. Naprzeciw niej stał wysoki ciemnowłosy mężczyzna. Jegoszerokie ramiona i kark przesłaniały jej widok, czuła,żez podekscytowania coświbruje jej w głowie, zupełnie jak telefon. On też musiał wyczuć jej obecność,ponieważ w jednym momencie odwrócił się, jakby szukając jakiegoś składnika dosałatki, o którym zapomniał. Ukradkiem się jej przyglądał. Starała się nie wpatrywać wniego uporczywie. Był to przystojny facet, jednak nie na tyle,żebykobieta nie czuła sięprzy nim swobodnie. Ten typ faceta rozkładał nałopatkijak celny cios.Wyglądał, jakby był w jej wieku, miał ponad sześć stóp wzrostu - był wyższy odJessie, która sama przecież była wysoka. Jego błyszczące, lekko kręcone włosy wkolorze melasy były przyprószone na skroniach siwizną, a oczy miały odcień błękitu zGwiaździstej nocyVan Gogha. Miał twarz o wyrazistych rysach, jak modele RalphaNo dobrze, ale czy oni polubią mnie?Starała się uśmiechnąć, bardziej ze strachu,RSLaurena - wyraźnie zarysowaną szczękę i kości policzkowe, pełne, dobrze wykrojoneusta, które aż się proszą o pocałunek. Nie było w nim nic sztucznego; wprost bił odniego testosteron.Spojrzała na niepozorną ilość groszku na plastikowym talerzyku, który trzymał,zanim jej wzrok padł na jego lewą dłoń, z bladym paseczkiem na palcu, gdziewcześniej musiała znajdować się obrączka.Rozwiedziony -pomyślała. Wygląda na to,żecałkiem niedawno.Zdała sobie sprawę,żemu się przygląda, kiedy posłał jej zagadkowy uśmiech,jakby pytając:Czy my się skądś znamy?Była tak zdeprymowana,żecieciorka zaczęłajej spadać złyżkina podłogę, rozsypując się na wszystkie strony.Świetnie,po prostu znakomicie - jęknęła głucho. Właśnie zobaczyłanajfajniejszego faceta od wieków i zepsuła wszystko, zanim zdążyła otworzyć usta.Jednak z ulgą stwierdziła,żePan Wysoki Przystojny Brunet tylko z tego zażartował,końcem swojego pantofla sprawnie usuwając groszek z drogi.Spojrzała zakłopotana w stronę właściciela sklepu, zajętego przy kasiepodliczaniem zakupów kolejnego klienta.Mężczyzna uśmiechnął się, ukazując uroczo krzywy przedni ząb. Kolejny punktdla niego - miała nieuzasadniony brak zaufania do mężczyzn o perfekcyjnymuzębieniu.- Zawsze jest pani taka skrupulatna? - zapytał. Wzruszyła ramionami.- Musi to być zapisane w moim DNA.- Ach, tak jak myślałem. Pani nie jest stąd. - Patrzył na nią z rozbawieniem,przechylając głowę na jedną stronę. - Proszę pozwolić mi zgadnąć: z Ohio? Nie, zMinnesoty.Jessie jęknęła. Mimożeod ponad piętnastu lat mieszkała w Nowym Jorku, jejnaturalne blond włosy, brzoskwiniowa karnacja i wprost modelowe ciałoświadczyłyotym,żewyrosło ono na samych zdrowych, organicznych produktach. Tak jak kiedyśsłusznie zauważył jej ukochany najemca, Clive, pochodziła z okolic „baaaardzo nazachód od Missisipi".- Proszę przyjąć to jako komplement - powiedział mężczyzna. - Wygląda panitak, jakby mówiąc „miłego dnia", rzeczywiście tegożyczyła.Skrzywiła się nieznacznie i wykonała ruch, który miał oznaczać,żew ten sposóbratując sytuację, troszkę się pogrążał. Ale lody zostały przełamane, a może nawet coświęcej... Zniknął mur, który zbudowała wokół siebie, jak większość samotnych,spragnionych romantyzmu kobiet na Manhattanie. Gawędzili jeszcze przez chwilę,- Chyba powinnam pozamiatać.RS
[ Pobierz całość w formacie PDF ]