Galsworthy John - Saga rodu Forsyte'ów 03 - Na giełdzie Forsyte'ów, SAGI, Saga rodu Forsyte'ów - Galsworthy John
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
W A
Książka i Wiedza
Książka i Wiedza
Tytuł oryginału ON FORSYTE CHANGE
Przełożył Tadeusz Jakubowicz
Tekst oparto na wydaniu Państwowego Instytutu Wydawniczego z roku 1957
Opracowanie graficzne Bożena Kowalewska
Redaktor techniczny Zygmunt Borowski
Korektorzy
Halina Leś-Cichal
Ewa Okupniak
Wydawnictwo „Książka i Wiedza" Robotnicza Spółdzielnia Wydawnicza
„Prasa-Książka-Ruch"
Warszawa, grudzień 1988 r.
Wydanie II. Nakład 199650+350 egz.
Obj. ark. wyd. 11,6 Obj. ark druk 11 (8,9)
Papier offsetowy Id. V. 70 g. rola 70 cm
Oddano do składania 15 marca 1988 r.
Podpisano do druku w listopadzie 1988 r.
Druk ukończono w styczniu 1989 r.
Prasowe Zakłady Graficzne
w Koszalinie, ul. A. Lampego 18/20
Zam. nr K-214 U-75
Dwanaście tysięcy osiemset dwunasta publikacja „KiW"
ISBN 83—05—11661—1
(dla tomu VII ISBN—83—05—12238—7)
H. Wincentemu Marrotowi
Niniejszy tom apokryficznych opowieści o Forsyte'ach przedkładam publiczności, która tak
długo okazała się cierpliwa, oraz krytyce, okazującej jeszcze większą cierpliwość. Chciałbym
powiedzieć na swe usprawiedliwienie: po pierwsze, że trudno rozstać się nagle i ostatecznie z
tymi, z którymi obcowało się tyle czasu, a po wtóre, że te pospieszne noty mogą, jak sądzę,
przyczynić się naprawdę do uzupełnienia kroniki rodu Forsyte'ów.
Wszystkie one zostały napisane po ukończeniu Łabędziego śpiewu, ale miejsce ich jest
między Sagą i Nowoczesną komedią, bez Sagi bowiem nie byłyby zrozumiałe, koniec zaś ich
przypada przed początkiem Komedii.
W nadziei uzyskania przebaczenia oddaję je czytelnikom.
John Galsworthy
«Superior T>osseta» (1821-1863)
W roku 1821 „Superior Dosset" Forsyte przybył do Londynu — wprawdzie nie na białym jak
mleko rumaku. Według świadectwa ciotki Anny, znanej z dokładności, złożonego młodemu
Jolyonowi, który przybył z Eton na ferie, wędrówka z Bosport odbyła się familijnie
dyliżansem i dwoma wózkami pocztowymi.
— Było to po śmierci naszej kochanej matki i ojciec nasz, to znaczy twój dziadek, drogi Jo,
zachowywał się w podróży bardzo milcząco. Nie ujawniał nigdy swoich uczuć. Ja siedziałam
wraz z twym dziadkiem w pierwszym wózku, trzymając w ramionach twoją ciotkę Zuzannę i
twego stryja Tymoteusza, miał on wówczas dwa lata i jakie to było interesujące dziecko! A w
drugim wózku jechał twój drogi ojciec, taki był zrównoważony i zupełnie do ciebie podobny.
Miał wtedy właśnie piętnaście lat, twój wiek. Obok siedziała ciotka Jula i ciotka Estera, i twój
stryj Mikołaj, czteroletnie dziecko. Twój stryj James i Swithin, i Roger jechali dyliżansem.
Pamiętam, że przez całą drogę Swithin bardzo swawolił swą procą. Wyruszyliśmy wczesnym
rankiem i przybyliśmy wszyscy na noc do twego stryjecznego dziada Edgara przy Primrose
Hill. Przypominam go sobie dobrze w spodniach po kolana i z mnóstwem breloków przy
łańcuszku. Oczywiście, byliśmy wszyscy ubrani na czarno. Twój dziadek nosił żałobę przez
dwa lata po śmierci naszej drogiej matki. Tę stratę odczuł bardzo dotkliwie, choć nigdy o tym
nie mówił.
— Jak on wyglądał, ciociu?
— Był silnie zbudowany, kochanie, i miał żywe rumieńce. W owych czasach pito dużo wina,
zwłaszcza madery.
— Ale czym on był?
— Zaczął jako murarz, kochanie.
— Jako wolnomularz?
— Nie od razu. Jako zwykły murarz. Widzisz, jego ojciec był rolnikiem i oddał twego
dziadka na naukę do murarza, żeby się nauczył budowania. Sądzę, że to była mądra decyzja,
gdyż w owych czasach otwierały się dla przedsiębiorców budowlanych duże możliwości, tak
że twój dziadek szybko zrobił karierę. Kiedyśmy przybyli do Londynu, był już na drodze do
dużej zamożności.
Chytrymi oczyma wpatrywała się ciotka Anna w twarz bratanka.
Stojąc opierał się o kominek, spoglądając na swe trzewiki. Jak zgrabnie wyglądał w swym
pierwszym surducie! Poczciwy chłopiec był elegancki, ale nieco zaambarasowany, jak gdyby
doznał wstrząsu nerwowego. Oczywiście, w Eton przebywał pośród arystokracji.
Ciotka rzekła stanowczo:
— Drogi Jo, nigdy nie powinniśmy wstydzić się swego pochodzenia. For syci pochodzą z
bardzo dobrego gniazda wiejskiego i zawsze byli ludźmi dotrzymującymi słowa, a to jest
rzecz ważna! A nasza droga mama była damą w każdym calu. Nazywała się Pierce,
devonshireska rodzina, i była córką bardzo szanowanego prawnika w Bosporcie. Zmarł jako
bankrut, jego wspólnik bowiem uciekł z pieniędzmi klientów i cały jego majątek poszedł na
pokrycie strat. Mama miała taką ujmującą twarz i zwracała wielką uwagę na nasz sposób
bycia i mówienia. To jest jej miniatura.
Młody Jolyon zbliżył się i ujrzał owalną twarz, blond włosy przedzielone pośrodku i
zachodzące falisto na czoło, ciemnoszare oczy spoglądające nań głęboko spod brwi, z lekka
zaostrzony podbródek. Ramiona okrywała koronka.
— Twój dziadek kochał ją na swój sposób. W ciągu lat po naszym przybyciu do Londynu
pracował całymi dniami, a wieczorem widywa: łam go zwykle siedzącego w małym gabinecie
nad planami i kosztorysami, nie mógł zdecydować się iść spać. I wówczas zaczął uprawiać
konną jazdę. Było to dlań istne dobrodziejstwo.
Młody Jolyon spojrzał w górę. Czoło jego rozchmurzyło się, jak gdyby jego dziadek uczynił
wreszcie coś chwalebnego.
— Oczywiście, kiedy był chłopcem, często jeździł konno na fermie. A podjąwszy jazdę na
nowo, używał jej codziennie, dopóki podagra nie zaczęła mu dokuczać zbyt dotkliwie.
— O! więc cierpiał na podagrę, ciotko Anno?
— Tak, kochanie, podagra była wtedy znacznie pospolitsza niż obecnie. Pod wieloma
względami twój dziadek przypominał twego stryja Swithina, ale był niższy. Przepadał wprost
za końmi i znał się na winie.
Młody Jolyon gładził swą kamizelkę, jak gdyby chcąc opanować wzruszenie wobec tych
oznak dystynkcji, i był dosyć przenikliwy, by spostrzec, iż ciotka obserwuje przejawy jego
snobizmu.
— Gdzieście mieszkali, ciociu?
— Z początku, mój drogi, wynajęliśmy dom przy Primrose Hill,
8
w pobliżu twego stryjecznego dziadka Edgara. Mieszkaliśmy tam przez wiele lat, dopókiśmy
się nie przeprowadzili do własnego domu, który wybudował twój dziadek w dzielnicy St.
John's Wood. I tam pozostawaliśmy aż do jego śmierci w roku 1850, kiedy przybyliśmy tu,
naturalnie wraz z twoim stryjem Tymoteuszem.
— Jakiego rodzaju domy budował dziadek, ciociu?
— Nie przypominam sobie, kochanie, czy widziałam kiedykolwiek któryś z nich, z
wyjątkiem tego, gdzie mieszkaliśmy. Ale sądzę, iż były budowane bardzo solidnie. Z
początku, jak mi się zdaje, dziadek budował przeważnie na przedmieściu Fulham, również i w
Brighton, a później
— w St. John's Wood. Była to wówczas rozkwitająca dzielnica Londynu. Nie był wcale, jak
się to mówi, partaczem. Koledzy dali mu śmieszne przezwisko: „Superior Dosset".
— Dlaczego?
— Widzisz, nigdy nie lubił, żeby go uważano za dorsetczyka, mówił zawsze, że się urodził
za granicami tego hrabstwa, w Devonshire, chociaż parafia była w Dorset, i zawsze patrzał z
góry na mieszkańców Dorset-shire: mówił, że to arogancka banda — miał takie śmieszne
powiedzenia
— i dlatego dokuczali mu. O, to był oryginał! Oczywiście ten i ów mógłby go nazwać
przewrotnym.
— A jak się ubierał, ciociu?
Ciotka Anna odstawiła swymi długimi, cienkimi palcami miniaturę i wyjęła z małej szufladki
inną.
— To jest twój dziadek, kochanie, namalowany w roku 1821, na krótko przed śmiercią
naszej drogiej matki.
Młody Jolyon ujrzał oblicze rumiane, gładko wygolone, o nieco podniesionych w górę
brwiach i wypukłościach na czole, o dużych mięsistych ustach, prostym dużym nosie,
szerokim rozdwojonym podbródku, o jasnych oczach, gdzie pod ciężkimi powiekami igrał,
zda się, żart; kasztanowate włosy były zaczesane z ładnie zarysowanego czoła. Szyję okręcała
biała chustka, granatowy surdut z długimi połami miał krótką talię, dwurzędowa kamizelka
była jasnej barwy, pęk breloków wisiał na czarnej wstążce; podobizna ukazywała tylko górną
połowę ciała.
— Czy nosił spodnie?
— Tak, kochanie, przeważnie brązowożółte, o ile sobie dobrze przypominam, aż do śmierci
naszej matki. Ale wieczorem chodził w spodniach po kolana, a przy trzewikach miał
sprzączki. Zachowałam je do dziś. Dam ci je kiedyś, ty bowiem po swoim drogim ojcu
będziesz głową rodziny, podobnie jak mój ojciec swego czasu.
— Tak? Czy i mój dziadek był najstarszy?
— Podobnie jak przed nim jego ojciec. Imię Jolyon przechodzi zawsze na najstarszego. Nie
powinieneś o tym nigdy zapominać, drogi Jo. To wielka odpowiedzialność.
— Wolałbym mieć, ciociu, sprzączki bez odpowiedzialności. Ciotka zsunęła nisko okulary z
orlego nosa — w ten sposób mogła
lepiej widzieć bratanka — i splotła cienkie palce o spiczastych paznokciach, ozdobione
trzema pierścionkami, jak gdyby powoli dochodząc do jakiegoś wniosku. Poczciwy Jo!
Czyżby go uczono brać rzeczy lekko? Eton — oczywiście, jest tam miło i bardzo
dystyngowanie, ale może cokolwiek niebezpiecznie! I oczy ciotki mierzyły go od falujących
blond-włosów na czole aż do rzemyków, przytrzymujących spodnie pod trzewikami. Czy nie
staje się on trochę fircykowaty?
— Twój dziadek, kochanie, zawsze poważnie traktował swoją sytuację. Mogłabym ci
opowiedzieć pewną historię...
— Hura!
Ciotka Anna zmarszczyła się. Tak! Wysłuchanie tej historii przyniesie mu pożytek.
— Działo się to owego roku, kiedy twój drogi ojciec i jego przyjaciel Nick Treffry
usamodzielnili się jako hurtownicy herbaty. Było to jakieś sześć lat po naszym przybyciu do
Londynu. Twój dziadek zarabiał bardzo dobrze jako przedsiębiorca budowlany, tak że miał
możność dać odpowiednie wykształcenie wszystkim swym synom. Szczególnie twój stryj
Mikołaj był takim obiecującym chłopcem, a stryj James odbywał właśnie praktykę —
otrzymał licencję adwokacką w dwudziestym pierwszym roku życia, a więc w terminie
możliwie najwcześniejszym. Ale mimo wszystkich wydatków, jakich mu przyczynialiśmy,
twój dziadek mógł odłożyć sporo pieniędzy. Mieszkaliśmy wciąż jeszcze przy Primrose Hill i
widywaliśmy się często z twoim stryjem Edgarem, a twój dziadek włożył istotnie część
swego majątku w interesy stryja...
— Co to było, ciociu?
— Juta, kochanie. Twój dziadek nie był bynajmniej wspólnikiem, ale miał w tym udział.
Stryj Edgar wcale nie przypominał dziadka. Był to bardzo miły człowiek, ale słabego
charakteru i, jak mi się zdaje, zbytnio polegał na radach osób trzecich. W każdym razie dał się
wciągnąć w spekulacje na tzw. zwyżkę. I bardzo nieopatrznie nie poradził się twego dziadka.
I, oczywiście, kiedy się dziadek o tym dowiedział, wpadł w gniew. Widzisz, ja zastępowałam
trochę naszą drogą matkę i pamiętam, kiedy do mnie powiedział: „Co, u diaska, wyprawia ten
żebrak, gra na zwyżkę! Zapamiętaj sobie, co ci mówię, Anno, będzie on niebawem cienko
śpiewał!"
Ciotka Anna zrobiła pauzę wspominając tę dawną scenę. Widziała, jak krępa postać jej ojca
pochyla się nad starym mahoniowym stołem — teraz jest on w pokoju o piętro niżej —jak
jego duża o krótkich palcach ręka zaciska się nagle, krew napływa do twarzy, a oczy się
mrużą W obliczu owej smutnej wizji.
— I tak się też stało, ciociu?
— Tak, kochanie. Działo się to w tym okropnym roku, kiedy wszystko
10
nagle spadło, zwłaszcza juta. Biedny stryj Edgar był tak poczciwy, że nie potrafił nigdy
zrozumieć, jak ludzie mogą być okrutni i chciwi.
— Czy został zrujnowany, ciociu?
— Opowiem ci o tym. Jak już rzekłam, twój dziadek nie pozostawał w spółce ze stryjem
Edgarem i jak tylko się dowiedział, co stryj zrobił, pozbył się czym prędzej swego udziału i
salwował swoją skórę, jak to się zwykło mawiać. Wtedy właśnie juta spadła, zamiast pójść w
górę, i stryjowi Edgarowi groziło bankructwo. Twój dziadek przeżywał wtedy okropne
chwile, rozważając wciąż, czy ma mu pomóc, czy też nie. Widzisz, dobrze rozumiał, że to
oznaczałoby dlań na szereg lat zastój w interesach budowlanych, a dla nas wszystkich daleko
posuniętą oszczędność i wyrzeczenie się wielu rzeczy, do których byliśmy przyzwyczajeni.
Odczuł też bardzo postępowanie twojego stryja, który nie zasięgał jego rad, i zaczął wyrażać
się o nim w słowach pełnych goryczy. Wszystko to wybuchło pewnego wieczora, kiedy stryj
Edgar rozpłakał się — nie miał silnego charakteru. Widzę go jak żywego: siedział tu kryjąc
twarz w dużej, czerwonej chustce jedwabnej. Twój dziadek przechadzał się tam i z powrotem
pytając go, czy spodziewa się, że ktoś za niego będzie wyciągał z ognia kasztany, bo on, jako
żywo, robić tego nie zamierza. Myślałam już, że dostanie ataku. Aż tu nagle zatrzymał się i
przez dłuższą chwilę spoglądał na styja Edgara. „Edgarze — rzekł — jesteś doprawdy
mizerak. Ale ja jestem głową rodziny i nie chcę, aby nasze nazwisko zostało zbezczeszczone.
No, idź sobie teraz, a jutro wyciągnę cię z tego".
— I uczynił to, ciociu?
— Tak, Jo. Była to straszna ofiara. Ale wszyscy, zdaje mi się, odczuli wielką ulgę. Bardzo
kochaliśmy stryja Edgara i jaki by to wybuchł skandal, gdyby on zbankrutował, zwłaszcza iż
był niezupełnie czysty. Potem spotykaliśmy go już nieczęsto, ale umarł znacznie bogatszy niż
kiedykolwiek przedtem, a wszystko to całkowicie zawdzięczał twojemu dziadkowi. Widzisz
więc, mój drogi, nie jest dobrze, gdy się traktuje lekko kwestię odpowiedzialności.
Bratanek przestał wpatrywać się w ciotkę, jak gdyby nagle zrozumiał, dlaczego opowiedziała
mu tę historię.
— Ale skoro umarł znacznie bogatszy, wydaje mi się, że to było dobrze.
Ciotka Anna uśmiechnęła się. Doprawdy, ten poczciwy chłopak jest bardzo niegrzeczny!
— Jo! — rzekła przybierając wyraz powagi — mogę ci opowiedzieć inną jeszcze historię o
twoim dziadku.
— O, dobrze, ciociu!
— Było to w trzecim dziesięcioleciu, okresie dla wszystkich bardzo ciężkim. Dziadek twój
budował wówczas kilka domów w Brighton. Był zawsze człowiekiem zręcznym, który w
interesach wychodził obronną
11
ręką, ale tym razem opowiadał mi nieraz, że będzie rad, jeżeli osiągnie pięć procent zysku.
Pamiętam to wszystko bardzo dokładnie, gdyż właśnie żywiłam wtedy nadzieję, że interes się
powiedzie. Miałam do tego specjalny powód.
Ciotka Anna zrobiła pauzę widząc oczyma duszy swój specjalny powód: stał w spodniach
szerszych u góry, a węższych u dołu i spoglądał na nią, siedzącą na sofie w krynolinie i
pięknie uczesaną. Słyszała jeszcze jego męski głos i zwrócone do niej słowa: „Droga Anno,
czy mogę pomówić z twoim ojcem?" I słyszała własną odpowiedź: „Bądź łaskaw zaczekać,
drogi Edwardzie, ojczulek jest teraz bardzo stroskany. Ale jeśli, jak się spodziewam,
wszystko pójdzie dobrze, będę mogła na przyszły rok rozstać się z nim i z drogimi dziećmi".
— Jakiż to miałaś specjalny powód, ciociu?
— Och, mniejsza o to, mój chłopcze. Jak już powiedziałam, twój dziadek był niezwykle
zaabsorbowany, bo te domy mogły go wybawić z wielkich kłopotów. Był to straszliwy rok i
muszę, niestety, powiedzieć, że puszczono w ruch niemało szykan.
— Co to są szykany?
— Szykanować, mój drogi, znaczy za wszelką cenę pognębiać swego bliźniego.
— Czy dziadek pognębił swego bliźniego? Ciotka Anna spojrzała bystro na bratanka.
— Nie — rzekła — to właśnie oni go pognębili, Jo.
— Mów dalej, ciociu. Jakie to interesujące! Bardzo pragnę usłyszeć.
— Otóż pewnego dnia twój dziadek wrócił z Brighton do domu okropnie podniecony. Dużo
czasu upłynęło, zanim go mogłam uspokoić tak, aby mi opowiedział, co się stało. Jak się
wydawało, trzy spośród jego domów nie chciały schnąć. Pierwsze domy były w zupełnym
porządku, tak że twój dziadek oczywiście nie żywił żadnych podejrzeń. Ale dostawca
materiałów budowlanych użył wody morskiej zamiast zwykłej. Nie potrafiłam nigdy dojść,
czy miał on w tym interes, czy też uczynił to wskutek ignorancji, ale twój dziadek był
przekonany, że to szubrawiec. „Nie wyschną, nie wyschną" — powtarzał bezustannie.
Przypuszczam, że gdyby był w owej chwili umarł, słowa te znaleziono by wyryte w jego
sercu. Widzisz, groziło to podkopaniem jego reputacji jako przedsiębiorcy budowlanego. A
potem, zdaje się, ktoś wskazał mu, w jaki sposób może nadać tym domom pozór suchych,
chociaż w wilgotny dzień nie byłyby naprawdę suche! Owej nocy położywszy się spać
słyszałam jeszcze długo, jak chodził u siebie tam i z powrotem, rano zaś mruknął: „Nie, niech
mnie diabeł porwie, jeżeli się na to zgodzę!" Po okrutnej z sobą walce postanowił nie
przykładać ręki do żadnego oszustwa.
— I cóż się potem stało, ciociu?
— Otóż kazał te trzy domy zburzyć i wybudować na nowo, to go kosztowało tysiące.
12
— I nie zmusił do odszkodowania człowieka, który użył wody morskiej?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]