Gardner Lisa - Pierce Quincy (Rainie Conner) 04 - Godzina zbrodni, Kryminal, Sensacja, Thriller romanyczny(1)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Lisa Gardner
Godzina Zbrodni
(The Killing Hour)
Przełożył Tomasz Wilusz
PROLOG
Po raz pierwszy zwróciło to jego uwagę w 1998 roku. Dwie dziewczyny poszły do baru i
zniknęły. Deanna Wilson i Marlene Mason – bo to od nich się zaczęło – dzieliły pokój w
akademiku Uniwersytetu Georgia, były przez wszystkich lubiane, a wiadomość o ich
zaginięciu nawet nie trafiła na pierwsze strony „Atlanta Journal-Constitution”. Wiele osób
znika bez śladu. Zwłaszcza w wielkim mieście.
Tyle że wkrótce policja znalazła ciało Marlene Mason przy autostradzie numer 75. Wtedy
coś drgnęło. Kto to widział, żeby córki szacownych obywateli Atlanty znajdowano leżące bez
życia na poboczu jezdni. W dodatku dziewczyna była biała i pochodziła z dobrego domu.
Takie rzeczy nie powinny się tu zdarzać.
Poza tym sprawa Mason była zagadkowa. Ubranie dziewczyny było nietknięte, z jej
torebki nic nie zginęło. Nie stwierdzono śladów gwałtu ani napaści. Mało tego, z jej twarzy
bił taki spokój, że przejeżdżający kierowca, który ją znalazł, myślał, że dziewczyna śpi. Ale
Mason nie żyła. „Przedawkowanie narkotyków”, orzekł koroner (choć jej rodzice stanowczo
zaprzeczaliby ich córka mogła zrobić coś takiego). Pozostawało pytanie: co stało się z jej
współlokatorką?
To był w Atlancie straszny tydzień. Wszyscy szukali zaginionej studentki, gdy słupek
rtęci sięgał niemal czterdziestu stopni. Zaczęto z werwą, ale stopniowo tracono zapał. Było za
gorąco, policja miała na głowie masę innych spraw. Poza tym połowa Georgii uważała, że to
Wilson jest winna – zabiła koleżankę podczas jakiejś kłótni, pewnie o chłopaka, i tyle. Ludzie
oglądają seriale kryminalne. Wiedzą, jak to jest.
Jesienią para turystów znalazła zwłoki Wilson w wąwozie Tallulah, prawie sto
pięćdziesiąt kilometrów od Atlanty. Dziewczyna wciąż miała na sobie strój wyjściowy, w tym
siedmiocentymetrowe szpilki. Nie wyglądała jednak na pogrążoną w spokojnym śnie. Po
pierwsze, do jej ciała dobrały się zwierzęta żerujące na padlinie. Po drugie, jej czaszka była
roztrzaskana, prawdopodobnie w następstwie upadku z granitowego urwiska. Szpilki od
Manolo Blahnika nie robią wrażenia na matce naturze.
Następna zagadka. Kiedy umarła Wilson? Dokąd poszła, gdy zniknęła z baru w centrum
Atlanty? I czy najpierw zabiła koleżankę? W wąwozie znaleziono torebkę Wilson. Ani śladu
narkotyków. Dziwne, ale nie znaleziono też jej ani samochodu, ani kluczyków.
Trup dostał się szeryfowi hrabstwa Rabun i sprawa znów powoli przycichła.
Mężczyzna wyciął kilka artykułów. Nie wiedział, po co. Ot, tak sobie.
W dziewięćdziesiątym dziewiątym to stało się znowu. Nadciągnęła fala upałów, wysokie
temperatury podsycały i tak gorącą atmosferę, i pewnego wieczoru dwie dziewczyny poszły
do baru i tyle je widziano. Kasey Cooper i Josie Anders z Macon w Georgii. Nie były
aniołkami. Jako nieletnie nie powinny w ogóle dostać alkoholu, no ale Anders miała
chłopaka, który stał na bramce w barze. Mówił, że kiedy widział je ostatni raz, wsiadające do
białej hondy civic należącej do Cooper, „były tylko trochę dziabnięte”. Ich zrozpaczone
rodziny twierdziły, że dziewczyny były gwiazdami lekkoatletyki i nie dałyby się nigdzie
zabrać bez walki.
Tym razem ludzie zaniepokoili się trochę bardziej. Zaczęli zastanawiać się, co jest grane.
Po dwóch dniach dostali odpowiedź. Ciało Josie Anders zostało odnalezione przy autostradzie
numer 441 – piętnaście kilometrów od wąwozu Tallulah.
Biuro szeryfa hrabstwa Rabun zaczęło pracować na przyspieszonych obrotach.
Zorganizowano grupy ratownicze, wynajęto psy do poszukiwań, wezwano Gwardię
Narodową. „Atlanta Journal-Constitution” napisał o sprawie na pierwszej stronie. Znów, jak
zeszłego lata, w tajemniczych okolicznościach zniknęły dwie osoby. Jaki los mógł je spotkać
w takim upale?
Mężczyzna zauważył coś, co wcześniej umknęło jego uwadze. Właściwie drobiazg.
Krótka notka w rubryce
Listy do redakcji,
o treści:
Zegar tyka... planeta umiera... zwierzęta
płaczą... rzeki krzyczą. Nie słyszycie? Żar zabija...
I wtedy zrozumiał, dlaczego zaczął zbierać wycinki.
Kasey Cooper nie było w wąwozie. Jej ciało znalazło się dopiero podczas listopadowych
zbiorów bawełny w hrabstwie Burke. Trzech mężczyzn obsługujących maszynę do zbioru
bawełny przeżyło największe zaskoczenie w swoim życiu – na samym środku rozciągających
się na wielu tysiącach hektarów pól bawełny leżała martwa dziewczyna, ubrana w skąpą
czarną sukienkę.
Nie miała złamań kości ani żadnych widocznych obrażeń. Lekarz sądowy orzekł, że
dziewiętnastolatka zmarła w wyniku niewydolności licznych narządów wewnętrznych,
spowodowanej prawdopodobnie ostrym udarem cieplnym. Innymi słowy, kiedy porzucono ją
na środku poła, jeszcze żyła.
Pięć kilometrów od jej zmumifikowanych zwłok znaleziono pustą czterolitrową butelkę.
Torebka leżała siedem kilometrów dalej. Co ciekawe, nie znaleziono ani samochodu, ani
kluczyków.
Ludzie byli coraz bardziej zaniepokojeni. Zwłaszcza kiedy z biura lekarza sądowego
wyszedł przeciek, że Josie Anders zmarła w wyniku przedawkowania leku – wstrzyknięto jej
śmiertelną dawkę dostępnego na receptę środka o nazwie ativan. Paskudna sprawa. Dwa lata,
dwie pary dziewczyn. Każdą z nich po raz ostatni widziano w barze. W obu przypadkach
pierwszą ofiarę znajdowano na poboczu autostrady, drugą natomiast spotykał los o wiele,
wiele gorszy...
Biuro szeryfa hrabstwa Rabun wezwało na pomoc GBI, Biuro Śledcze Georgii. Prasa
znów się ożywiła. Na pierwszych stronach „Atlanta Journal-Constitution” pojawiły się
nagłówki: GBI NA TROPIE SERYJNEGO ZABÓJCY. Krążyły plotki, ukazywały się
kolejne artykuły, a mężczyzna skrupulatnie wycinał każdy z nich.
Pierś przeszywał mu coraz bardziej dotkliwy chłód. Dźwięk dzwonka telefonu
przyprawiał o drżenie.
GBI nie szukało rozgłosu. „Śledztwo jest w toku”, oświadczył rzecznik policji stanowej. I
to wszystko, co dało się z niego wyciągnąć. Do pierwszej fali upałów w lecie 2000 roku.
Zaczęło się w maju. Dwie młode ładne studentki uniwersytetu stanowego w Augusta
pojechały na weekend do Savannah i już nie wróciły. Ostatnim miejscem, w którym je
widziano, był bar. Samochód zniknął.
Tym razem do Georgii zwaliły się media z całego kraju. Przerażeni wyborcy wyszli na
ulice. Mężczyzna gorączkowo wertował stosy gazet, a GBI wydawało nic nieznaczące
oświadczenia typu „W tej chwili nie mamy podstaw, by podejrzewać, że istnieje jakikolwiek
związek między tą a innymi sprawami”.
Mężczyzna wiedział swoje. Ludzie wiedzieli swoje. Dowodziły tego listy do redakcji. We
wtorek, 30 maja, mężczyzna znalazł ten, którego szukał. Dokładnie te same słowa. Zegar
tyka... planeta umiera... zwierzęta płaczą... rzeki krzyczą. Nie słyszycie? Żar zabija...
Ciało Celii Smithers leżało przy autostradzie numer 25 w Waynesboro, dwadzieścia
kilometrów od miejsca, w którym przed sześcioma miesiącami znaleziono zwłoki Kasey
Cooper. Ubranie Smithers było kompletne, w rękach kurczowo ściskała torebkę. Nie
stwierdzono żadnych urazów ani śladów gwałtu. Tylko siniec na lewym udzie i mniejszy
czerwony ślad po zastrzyku na lewym ramieniu. Przyczyna zgonu – przedawkowanie
dostępnego na receptę środka uspokajającego, ativanu.
Ludzie dostali bzika; policja zaczęła pracować ze zdwojoną energią. Ciągle nie
znaleziono najlepszej przyjaciółki Smithers, Tamary McDaniels. Nie szukano jej jednak na
polach bawełny w hrabstwie Burke. Ochotników od razu wysłano na błotniste brzegi rzeki
Savannah. Wreszcie, pomyślał mężczyzna, zaczynają rozumieć reguły gry.
Powinien był wtedy podnieść słuchawkę. Wykręcić numer naprędce zorganizowanej
gorącej linii. Mógłby być anonimowym informatorem. Albo stukniętym pacanem, który
myśli, że wszystko wie.
Nie zrobił tego jednak. Po prostu nie wiedział, co powiedzieć.
– Mamy powody, by przypuszczać, że panna McDaniels żyje – ogłosił w wieczornych
wiadomościach agent specjalny GBI Michael „Mac” McCormack. – Sądzimy, że sprawca
porywa kobiety parami, przy czym pierwszą zabija od razu, a drugą porzuca w odludnym
miejscu. W tym przypadku mamy podstawy, by uważać, iż wybrał do swoich celów odcinek
rzeki Savannah. Wysyłamy tam przeszło pięciuset ochotników. Pragniemy przywieźć Tamarę
do domu całą i zdrową.
I wtedy agent McCormack ujawnił zaskakujący fakt. On także czytał listy do redakcji.
Poprosił autora krótkich notek o kontakt. Policja pragnęła go wysłuchać. I pomóc mu.
Kiedy o jedenastej zaczęło się wieczorne wydanie wiadomości, grupy ratownicze były już
nad rzeką Savannah, a podejrzany miał imię. Stacja Fox News ochrzciła go „Ekomordercą”.
Szaleniec, który najwyraźniej uważał, że zabijając kobiety, ocali Ziemię. Żaden tam Kuba
Rozpruwacz.
Mężczyzna miał ochotę ich opieprzyć, wykrzyczeć im w twarz, że nic a nic nie wiedzą.
No, ale co mógł tak naprawdę powiedzieć? Oglądał więc wiadomości. Obsesyjnie wycinał
artykuły. Wziął udział w całonocnym czuwaniu przy świecach, zorganizowanym przez
udręczonych rodziców biednej Tamary McDaniels, ostatni raz widzianej w obcisłej czarnej
spódnicy i butach na koturnach.
Tym razem ciała nie znaleziono. Rzeka Savannah rzadko oddaje to, co zabiera.
Ale rok 2000 jeszcze się nie skończył.
Lipiec. Temperatura dochodziła do czterdziestu stopni w cieniu. Pewnego wieczoru Mary
Lynn Watts i jej siostra, Nora Ray, poszły ze znajomymi do T. G. I. Friday’s na lody.
Dziewczęta zaginęły gdzieś na ciemnej, smaganej wiatrem drodze prowadzącej do ich domu.
Mary Lynn została odnaleziona dwa dni później przy autostradzie numer 30l, niedaleko
rzeki Savannah. Temperatura wynosiła wówczas trzydzieści dziewięć stopni. Temperatura
odczuwana – czterdzieści osiem. W gardle ofiary tkwiła brązowa muszla w blade prążki. Jej
nogi były umazane trawą i błotem.
Policja próbowała zataić te szczegóły, tak jak zrobiła to w innych przypadkach. I tym
razem ujawnił je ktoś z biura lekarza sądowego.
I dopiero wtedy opinia publiczna usłyszała o tym, co wiedziała policja – a mężczyzna
podejrzewał – od roku. Dlaczego pierwsza dziewczyna została porzucona przy ruchliwej
drodze, w dobrze widocznym miejscu. Dlaczego morderca tak szybko ją zabił. Dlaczego w
ogóle potrzebował dwóch dziewczyn. Ponieważ pierwsza z nich była tylko rekwizytem,
narzędziem jednorazowego użytku niezbędnym w tej grze. Była mapą. Jeśli odpowiednio
odczytasz wskazówki, może uda ci się znaleźć drugą dziewczynę żywą. Jeśli będziesz działał
dostatecznie szybko. Jeśli wygrasz z upałem.
Przyjechała grupa do zadań specjalnych i dziennikarze, a agent specjalny McCormack
ogłosił w telewizji, że w związku z tym, iż przy zwłokach Mary Lynn znaleziono sól morską,
trawę bagienną i muszlę ślimaka pobrzeżka, wydał polecenie przeszukania stu pięćdziesięciu
jeden tysięcy dwustu hektarów słonych błot Georgii.
Ale której ich części, wy barany? –
zapisał mężczyzna w swoim zeszycie z wycinkami.
Teraz już powinniście wiedzieć o nim więcej. Zegar TYKA!
– Mamy powody, by przypuszczać, że Nora Ray żyje – oznajmił agent specjalny
McCormack, tak jak poprzednio. – I przywieziemy ją do domu, do jej rodziny.
Nie
składaj obietnic, których nie możesz dotrzymać,
napisał mężczyzna. Mylił się jednak.
Ostatni artykuł w grubym zeszycie: dwudziesty siódmy lipca 2000. Nora Ray Watts
zostaje wyciągnięta półnaga ze słonych błot Georgii. Ósma ofiara Ekomordercy przeżyła
pięćdziesiąt sześć godzin w czterdziestostopniowym upale, palącym słońcu, wśród
podsycającej pragnienie soli, dzięki temu, iż żuła trawę bagienną i pokryła ciało ochronną
warstwą błota. Zdjęcie w gazecie pokazuje ją triumfującą, pełną życia, odlatującą
śmigłowcem Straży Przybrzeżnej.
Policja wreszcie poznała reguły gry. W końcu wygrali.
Ostatnia strona zeszytu. Żadnych artykułów, zdjęć ani komunikatów z wieczornych
wiadomości. Mężczyzna napisał równymi drukowanymi literami tylko cztery słowa:
A JEŚLI
SIĘ MYLĘ?
I podkreślił je.
Rok 2000 wreszcie się skończył. Nora Ray Watts żyła. A Ekomorderca więcej nie
zaatakował. Minęło lato, potem następne. Fale upałów przetaczały się nad Georgią i
bogobojni mieszkańcy stanu musieli znosić rosnące temperatury i dręczący strach. I nic się
nie stało.
Po trzech latach „Atlanta Journal-Constitution” przypomniał o sprawie. Dziennikarze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]