Gdzie przykazań brak dziesięciu, POCZEKALNIA DO POBRANIA, KSIĄŻKI

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->JOEALEXGDZIEPRZYKAZAŃ BRAKDZIESIĘCIUMACIEJSŁOMCZYŃSKIPrzed pagodą starą w Moulmein, tam gdzie morza senny brzeg,Birmańska siedzi dziewczyna i wiem, że wspomina mnie;Bo świątynny dzwon przyzywa, gdy wiatr w palm korony dmie:“Wróć tu, wróć, żołnierzu z Anglii, wróć tu, wróć do Mandalay!”Wróć tu, wróć do Mandalay,Gdzie flotylli dawnej cień:czy nie słyszysz szmeru wioseł od Rangoon po Mandalay?Na szlaku do Mandalaylatająca ryba mknie,a świt wybucha jak burza sponad Chin i niebo tnie!Jej spódnica była żółta i zielony czepek jej,Imię miała Supi–jo–lat jak królowa Tihibei.Pierwszy raz ją zobaczyłem, gdy kurzyła faję białąChrześcijańskie pocałunki marnując na bożka ciało:Plugawe, gliniane cudo,Zwane wielkim bogiem Buddą.Dużo dbała o te bogi, gdy całowałem jej nogi!Na szlaku do Mandalay…Gdy mgła wstała z pól ryżowych, a słońce schodziło wolno,wyjmowała swoje banjo i śpiewała “Kulla–lo–lo!”Z policzkiem na mym policzku i ręką na mym ramieniuSpoglądała na parowce i hathis z pniami w strumieniu.Słonie ciągną pnie na złożeW śliskim, szlamistym bajorze,Gdzie cisza wisi tak ciężko, że człowiek mówić nie może.Na szlaku do Mandalay…Ale to już odpłynęło, dawno minął już ten dzień;Nie kursują autobusy z banku aż do Mandalay.Tu w Londynie wiem, co znaczy tam przesłużyć dziesięć lat:“Kiedy raz cię Wschód zawoła, na nic później cały świat”.Na nic później cały świat:Czosnek pachnie tam jak kwiat,Jest słońce, palmy, a w górze głos świątynnych dzwonów graNa szlaku do Mandalay…Chory jestem od zdzierania zelówek o twardy bruk,A przeklęta słota Anglii budzi febrę, zwala z nóg.Choć od Chelsea, aż do Strandu, kucht tuziny za mną gnająI gadają o miłości, ale o czym to gadają?Sine, krowie pyski mają.Boże, o czym to gadają?Mam smuklejszą, słodszą pannęW piękniejszym, zieleńszym kraju:Na szlaku do Mandalay…Płynąć chcę na wschód, za Suez, gdzie jest dobrem każde zło,Gdzie przykazań brak dziesięciu i pić można, aż po dno.Bo świątynny dzwon przyzywa i tam tylko być już chcę —Przed pagodą starą w Moulmein, tam gdzie morza senny brzeg,Na szlaku do Mandalay,Gdzie flotylli dawnej cień;Nasi chorzy tam leżeli, gdyśmy szli na Mandalay!Na szlaku do Mandalaylatająca ryba mknie,A świt wybucha jak burza sponad Chin i niebo tnie!Rudyard Kipling(Wiersz, którego Joe Alex nauczył się na pamięć, będąc bardzo młodymczłowiekiem. Po wielu latach usłyszał go ponownie z ust emerytowanegogenerała_majora Johna Somerville’a, Komandora Orderu Łaźni i KomandoraOrderu Cesarstwa Indii. Nie wiedział jeszcze wówczas, że niewiele godzinminie, a będzie powtarzał ten utwór do znużenia, strofa po strofie,przeczuwając, że stąd właśnie może wytrysnąć ów promyk światła, któryrozjaśnikrętąinajeżonązasadzkamiścieżkęprowadzącądozdemaskowania jednego z najprzebieglejszych morderców w dziejachWielkiej Brytanii.)ROZDZIAŁ1BIADATYM,KTÓRZY PISZĄ KSIĘGĘ…Joe Alex siedział przy stole i zmęczonymi, zrozpaczonymi oczymawpatrywał się w kartkę papieru nawiniętą na wałek małej, płaskiej maszynyOlivetti, która służyła mu wiernie od tylu już lat. Przeciągnął powoli palcempo napisie Lettera 22 pośrodku grzbietu maszyny. Ani pyłku. Higgins zadbałnawet o to. Poczciwy, szczęśliwy Higgins, znał swoje obowiązki i przywileje,poruszał się równomiernie w ściśle uregulowanym świecie swej pracy iwypoczynku, mógł każdego wieczora powiedzieć sobie usypiając: Oto minąłjeszcze jeden doskonale przepracowany dzień mojego życia!Alex westchnął, wstał, wykręcił kartkę z maszyny i przyjrzał się jejmarszcząc brwi z tak skupioną uwagą, jak gdyby poza cyferką “2” stojącąpośrodku u góry znajdowały się na niej słowa, do których przykładałogromne znaczenie.Ale na kartce nie było ani jednego słowa. Wkręcił ją na powrót i usiadł. Tomusiało przecież minąć. Spojrzał na zegarek. Dziesiąta. Wstał dziś o piątejrano. O pół do szóstej usiadł do maszyny. Cztery i pół godziny…Zerknął na leżącą obok maszyny kartkę oznaczoną cyfrą “1”. I ona byłaniemal pusta. U góry — pośrodku — znajdowały się dwa napisanerozstrzelonym drukiem wyrazy:Joe AlexNieco niżej cztery następne, ujęte cudzysłowem:“GdZIE PRZYKAZAŃ BRaK DZIESIĘCIU”Tytuł książki nie był zły. Pochodził z jakiegoś wiersza. Z jakiego wiersza? Joepotrząsnął głową. Był przekonany, że zna ten wiersz, ale wszystko dzisiajzawodziło: łatwość pisania, kompozycja, nawet pamięć. Pozostał tylko tenfragment. Gdzie przykazań brak dziesięciu…— A może, po prostu, nie chce mi się pisać? — powiedział półgłosem. — [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agus74.htw.pl