Gilman Felix - Gromowładny, Książki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->Felix GilmanGromowładny(Thunderer)Przełożył Robert WaliśDedykowane SarahPodziękowaniaDziękuję wszystkim w wydawnictwie Bantam Spectra, a wszczególności mojej redaktorce Juliet Ulman oraz HowardowiMorhaimowi i Katie Menick. Dziękuję także mojej rodzinie za wsparcie icierpliwość; jak również Billowi Thompsonowi, którego komentarzeumożliwiły znaczne ulepszenie niniejszej książki, a dobre rady i pomocznacząco przyczyniły się do jej wydania.Rozdział 1Przybył do miasta pod koniec lata, przez morze; wychylał się nadsurowym dziobem okrętu, przeczesując wzrokiem horyzont, i nerwowoprzesuwał w chudych palcach koraliki z łusek i kości. Pokonał pół świata,by tu dotrzeć.Niebo nad Zatoką skrzyło się białymi mewami, które nurkowały ikrążyły pomiędzy błękitnym niebem a morzem, żerując na pracyprzystani. Ptaki stanowiły pierwszy zwiastun miasta, tak jasny i pełenżycia, że podnosiły go na duchu.– Zaraz będziemy w mieście, panie Roon. – Kapitan z uśmiechempoklepał go po plecach, prezentując brązowe, niekompletne uzębienie. –W zasadzie już jesteśmy. Ptaki to też miasto, prawda? Trochęprzestraszony?Tak naprawdę jego imię brzmiało Arjun, zdążył jednak przywyknąć dotego, że je przekręcano, choć było mu wstyd, że na to pozwalał.Odpowiedział słabym uśmiechem.– Raczej pełen nadziei – odrzekł, lecz kapitan już się odwrócił i zacząłrytmicznie wykrzykiwać polecenia w marynarskim żargonie doniewielkiej załogi, która składała się z jego ciemnoskórych braci i synów.Na horyzoncie stopniowo pojawiał się zarys miasta: plamy dachów,delikatny tabaczkowy szraf mostów i iglic. Obraz poruszał się i powolinabierał kształtów, lekko zamazany za sprawą rozedrganego powietrzaoraz mnogości elementów. W tle wznosiła się olbrzymia góra, odległybłękitny bohomaz. Fetysz z łusek i kości szeleścił na knykciach. Wmyślach Arjun układał list do swoich Matek i Ojców: „Nareszciezaczynamy. Miasto jest szkatułką z szyfrem, którą trzeba otworzyć.Pozwólcie, że Wam je opiszę... ". Jednakże na razie nie potrafił.W każdym miejscu, które odwiedził podczas podróży, słyszałopowieści o Ararat. Uważał je za echa miasta; tak został wychowany. Wniektórych miejscach miasto uznawano za błogosławione. W innychtwierdzono, że jest nawiedzone. W jednej z wiosek, pośród wzgórz isosen, spędził zimę z Amą, córką lekarza; błagała go, by został lubzawrócił. Kiedy stopniały śniegi i musiał wyruszyć w dalszą drogę,podarowała mu amulet, delikatnie zaciskając na nim jego palce. Obiecała,że będzie go chronił. Wykonał go jej ojciec.Być może amulet rzeczywiście miał jakąś moc, Arjun jednak przybyłdo miasta, by szukać bogów, a nie się przed nimi ukrywać. Wypuściłprzedmiot z palców. Amulet przez chwilę unosił się na jasnej pianie, poczym zniknął pod kadłubem statku.Okręt skrzypieniem i stukaniem wtórował pracy załogi.Z powierzchni wody uniosła się połyskująca mgiełka. Marynarzezgubili rytm. Kapitan krzyknął. Arjun odwrócił się i zobaczył, jak jeden zprzysadzistych wilków morskich wskazuje na niebo z okrzykiemzachwytu, a inny odchyla głowę i wydaje z siebie gardłowy jęk. „Spójrzciew górę".***Nadlatuje od strony słońca wiszącego wysoko nad Zatoką, schodziostrym łukiem nad wodę, rozkłada szerokie skrzydła: na pierwszy rzut okaprzypomina chmurę, która pojawia się na czystym niebie i przecinafirmament niczym biała chorągiew. Lecz nagle staje się olbrzymimptakiem, który mknie naprzód. Powoli porusza wielkimi białymipłaszczyznami skrzydeł. Coś tak wielkiego nie powinno być w staniewznieść się w powietrze, on jednak wydaje się pozbawiony wagi. Za sobąpozostawia ekstatycznie rozedrgane światło słońca.Gdy tak szybuje ponad wodą, gromadzą się wokół niego ptaki z Zatoki,okrążając go z bezgranicznym trzepoczącym uwielbieniem. Zawracaswobodnie po łuku, a pod nim zadziwione ryby wyskakują z wody, nachwilę zawisając w powietrzu. Ptasie Bóstwo przynosi ze sobą dary lotu iwolności. Nie rzuca cienia.Ptak mknie ponad Zatoką w stronę pradawnego miasta. Tutaj czekajaskrawo pomalowana barkentyna, podskakująca na wodzie daleko odbrzegu. Z pokładu zostaje wystrzelona czerwona raca. Po chwiliodpowiada jej druga, która wznosi się ponad nabrzeżem, a następniekolejna, w głębi miasta. Kiedy Ptak przelatuje nad łodzią, jej żaglewydymają się od nagłego podmuchu i barkentyna rusza w pogoń zabogiem; niestety, pomimo uzyskanej prędkości, jest to beznadziejnypościg.Przed nabrzeżem unosi się gęsty, stale zmieniający kształty labiryntłodzi. Pod skrzydłami Ptaka rozlega się aplauz żagli, z których każdy nachwilę wypełnia się powietrzem. W dole rozlega się gwar: okrzyki radości,wrzaski, zaklęcia i przekleństwa. Gwałtownie wprawione w ruch statkidryfują na oślep po zatłoczonej przystani.Załoga portu walczy o odzyskanie kontroli. Wieść o powrocie Ptaka jużsię rozniosła, a oni są doskonale przygotowani. Gabinet hrabiny Ilonyopublikował listę „Zasad i przepisów dla statków w przystani Ar-Mouth nawypadek powrotu Olbrzymiego Ptaka, niech będzie chwała", którą jejludzie od kilku tygodni rozwieszają we wszystkich zajazdach,noclegowniach, barkach wycieczkowych, targowiskach i kościołach wporcie. Potem markiz Mensonge, gerent Stross End, oraz tuzin innychlordów, urażeni do żywego tą bezczelnością – Wszak jakim prawem Ilonauzurpuje sobie jurysdykcję nad portem? Jak ona śmie? – rozkazalirozwieszać ich własne przepisy, przy okazji zdzierając lub zaklejająckonkurencyjne rozporządzenia.Nastały ciężkie tygodnie dla gospodarzy w okolicach portu. Każdy zwielkich szlachciców w mieście pragnie widzieć na ścianie za baremwyłącznie swoją własną listę zasad, niezbędna jest stała gotowość dobłyskawicznej zamiany plakatu hrabiny na listę rozporządzeń gerenta –jeżeli jego ludzie akurat pojawią się w drzwiach – bądź odwrotnie.Oczywiście gospodarze są do tego przyzwyczajeni. Miejscy szlachcice sąniezwykle zawistni i jest ich cholernie wielu.Dokerzy i tak są przygotowani na swój własny sposób. Starzymarynarze pamiętają ostatnie pojawienie się Ptaka nad miastem oraz tegoskutki.W żaden jednak sposób nie da się sprawić, by powrót olbrzymiegoPtaka był całkowicie bezpieczny. Przystań jest pełna zagranicznychstatków, z których wiele nie zostało ostrzeżonych i reaguje z opóźnieniem.Statki zderzają się ze swoimi sąsiadami przy wtórze bolesnego chrzęstukadłubów.W samym środku kłębowiska jednostek rusza z miejsca potężny czarnykształt „Nieustraszonego". Olbrzym zrywa liny, którymi był przywiązanydo okolicznych statków, i rozpoczyna powolną ucieczkę w stronę morza.Nikt nie wie, jak go powstrzymać. Statek płynie wprost na eleganckąbarkentynę z Akashu. Marynarze na obu pokładach krzyczą i bezsilniewymachują rękami. Jeden z pasażerów na akashyckim statku mocuje się zkarabinem skałkowym, po czym oddaje bezsensowny strzał w kadłub„Nieustraszonego".Ptak już opuścił przystań, kierując się wzdłuż rzeki Urgos. Sunie wpowietrzu pomiędzy budynkami parlamentów i antyparlamentów, któreodciskają swoje marmurowe piętno nad brzegami rzeki: dziwną i topornąmieszanką kolorów i form, kształtów i stylów, łagodnych krzywizn ikanciastych słupów oraz frontonów, ornamentów sąsiadujących zarchitektoniczną prostotą. Przez wieki budowle te stopniowo przywykłydo siebie nawzajem, a wszystkie bez wyjątku przybrudził dym miasta.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]