Gabaldon Diana -05- Ognisty krzyż tom II, ebook, ebook
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
DianaGabaldonOGNISTYKRZYŻ2CZĘĆSZÓSTARegulatorzy walczš56. ...i walczyli z nimi, mówišc,że majš doć ludzi, by ich pozabijać,możemy ich zabić"Zeznanie Waightstilla Avery'ego, wiadkaKarolina PółnocnaHrabstwo MecklenburgWaightstill Avery zeznaje, iż dnia szóstego miesišca marca o godzinie dziewištejlub dziesištej o poranku on, zeznajšcy, znajdował się w domu będšcymzamieszkaniem niejakiego Hudginsa, żyjšcego na niższym krańcu Long Island.I onże, ten wiadek, zobaczył tam trzydziestu albo też czterdziestu ludziz tych, co zwš siebie Regulatorami, i jeden z nich (który rzekł, że zwie sięJames McQuiston) położył na nim areszt i zatrzymał go siłš jakoby więniaw imieniu ich wszystkich, a niedługo potem niejaki James Graham (albo Grimes)do wiadka tego wyrzekł takie słowa: jeste teraz więniem i nie wolnoci nigdzie chodzić bez strażnika", zaraz następujšco dodajšc: Musisz trzymaćsię swojego strażnika, a krzywda ci się nie stanie".Ten wiadek został następnie zaprowadzony pod strażš dwóch mężczyzndo obozu regulacyjnego (tak go nazywali) odległego o jakowš milę, gdzie wieluinnych ludzi o tej samej przynależnoci i innych przyszło w następujšcychgodzinach. W ogólnoci ich było, wedle oceny tego wiadka, około dwustutrzydziestu.Od nich samych wiadek ten dowiedział się nazwisk pięciu ich kapitanówi przywódców, którzy byli obecni, to znaczy Thomasa Hamiltona i jeszcze innegoHamiltona, Jamesa Huntera, Joshuy Teague, niejakiego Gillespie i wspomnianegouprzednio Jamesa Grimesa (lub Grahama). wiadek ten słyszał wieluludzi, których nazwiska nie sš mu znane, jak ubliżajš Gubernatorowi,Sędziom Sšdu Najwyższego, Izbie Reprezentantów i innym osobom urzędowym.Gdy otaczajšcy go tłum mówił rzeczy jeszcze bardziej nagany godne,rzeczony Thomas Hamilton stanšł pomiędzy nimi i wyrzekł słowa o następujšcejtreci i intencji (gdy tłum wcišż potwierdzał i zgadzał się z prawdštego, co mówił):-7Dlaczego Maurice Moore miałby być sędziš, on nie jest żadnym sędziš,gdyż Król nie mianował ani jego, ani też Hendersona, zatem żaden z nichw sšdzie zasiadać nie będzie. Zgromadzenie uchwaliło Akt o rozruchach, a ludziesš rozwcieczeni jak nigdy. Będziemy zmuszeni zabić wszystkich urzędnikówi prawników, i to będzie najlepsze dla kraju, zabijemy ich, a mnie niechpiekło pochłonie, jeli na mierć nie pójdš. Gdyby aktu nie uchwalili, możeżyć bymy im pozwolili. Akt o rozruchach! Takiego aktu nigdy nie było w prawachAnglii ani żadnego kraju oprócz Francji, sprowadzili z Francji to, sprowadzši Inkwizycję".Wielu mówiło, że Gubernator jest przyjacielem prawników, a Zgromadzeniezadało podstępny cios Regulatorom, uchwalajšc Akt o opłatach. ZamknęliHusbanda w więzieniu, żeby nie widział ich łajdackich czynów, a potemGubernator i Zgromadzenie uchwalili takie prawa, jakich chcieli prawnicy.Gubernator jest przyjacielem prawników, prawnicy rzšdzš wszystkim, powołujšsłabych i niedouczonych Sędziów Pokoju dla własnych celów.Nie powinno być w ogóle prawników w prowincji, niech ich piekło pochłonie,jeli na to pozwolš. Fanning został wyjęty spod prawa dnia dwudziestegodrugiego marca i każdy z Regulatorów, który by go dojrzał po tymdniu, może go zabić, a niektórzy mówili, że nie będš z tym czekać, życzyli sobiego ujrzeć i przysięgali, że zabijš go, zanim wrócš, jeli znajdš go w Salisbury.Niektórzy życzyli sobie zobaczyć w Salisbury sędziego Moore'a, bymóc go wychłostać, a drudzy chcieli go zabić. Niejaki Robert Thomson rzekł,że Maurice Moore był krzywoprzysiężcš i ubliżał mu wielce, nazywajšc łajdakiem,łotrem, chłystkiem i zbrodniarzem, a inni się z tym zgadzali.Na wieć, że kapitan Rutherford na czele swojej kompanii paraduje po ulicachSalisbury, wiadek ten usłyszał, jak wielu namawiało usilnie, żeby wszyscyRegulatorzy obecni tam maszerowali do Salisbury z bronię i walczyli z nimi,mówišc, że majš doć ludzi, by ich pozabijać. Możemy ich zabić, nauczymyich, co to znaczy nam się przeciwstawić.Złożone pod przysięgš i spisane tego ósmego dniamiesišca marca 1771 roku przede mnš(podpisano) Waightstill Auery(wiadek) Wm. Harris, Sędzia Pokoju-8William Tryon do generała Thomasa Gage'aKarolina PółnocnaNew Bern, dnia 19 marca 1771 rokuPanie,Ustalono wczoraj podczas Rady Jego Królewskiej Wysokoci tej Prowincji,by powołać uzbrojonych ludzi z regimentów i oddziałów milicji, by podejć doobozów buntowników, którzy przez swoje buntownicze czyny i deklaracjesprzeciwiajš się temu rzšdowi.jako że mamy w prowincji tej niewiele machin wojskowych i urzšdzeń,mam poprosić o Pańskš pomoc w zapewnieniu mi na ten cel artykułów wyliczonychdalej (armaty, proch, mundury, bębny etc).Zamierzam rozpoczšć mojš kampanię z tego miasta dnia dwudziestego następnegomiesišca i zbierać oddziały milicji, jadšc z hrabstwa do hrabstwa.Planem moim jest postawienie tysišca pięciuset mężczyzn, chociaż jeli sšdzićz generalnego poparcia dla Rzšdu, liczba ta może się znacznie zwiększyć.Zapewniam o moim najgłębszym szacunkui poważaniu,Pokorny sługa,Wm. Tryon-957. Modlitwa przed snemFraser's Ridge,15 kwietnia 1771Roger leżał w łóżku, wsłuchujšc się w nieustajšcy bzyk niewidocznego komara,który jako się przecisnšł przez skórę zakrywajšcš okno drewnianegodomu. Kołyskę Jema przykrywała gaza, ale on i Brianna nie mielipodobnego zabezpieczenia. Gdyby piekielny owad spróbował na nimusišć, dopadłby go - ale zdawał się wytrwałe kršżyć nad jego głowš, czasamiobniżajšc lot, by pobzyczeć mu przemiewczo do ucha, po czym znowuznikał w ciemnoci.Po ostatnich dniach pełnych wrażeń powinien być wystarczajšco zmęczony,by zasnšć jak kamień, nawet gdyby atakowały go całe szwadronykomarów. Dwa dni szybkiej jazdy przez górskie doliny i przełęcze, by rozniećwiadomoć do najbliższych osad, których mieszkańcy z kolei mielizawiadomić członków milicji mieszkajšcych dalej. Wiosenne zasiewy zostałydokończone w rekordowym czasie, wszyscy dostępni mężczyni spędzalina polach cały czas od witu do zmierzchu. Wcišż był naładowanyadrenalinš, raz za razem jego umysł i mięnie doznawały przypływówenergii, jakby kto podawał mu kawę dożylnie.Dzisiaj spędził cały dzień, pomagajšc w przygotowaniu farmy na ichwyjazd, i oderwane obrazy wszystkich prac pojawiały mu się w mylach,gdy tylko zamknšł oczy. Naprawa płotu, przerzucanie siana, popiesznawyprawa do młyna po mškę niezbędnš do karmienia maszerujšcego regimentu.Naprawa pękniętego koła u wozu, zepsutej uprzęży, pogoń zabiałš maciorš, która dokonała próby ucieczki z chlewa, ršbanie drewnai w końcu godzina szybkiego kopania tuż przed kolacjš, żeby Claire mogłazasadzić grzšdkę słodkich ziemniaków i orzeszków ziemnych przed wyjazdem.Mimo popiechu i wysiłku to kopanie przy zachodzie słońca było miłšchwilš wytchnienia po zorganizowanym chaosie dnia. Skupił się naniej w nadziei, że spowolni potok swoich myli i uspokoi się na tyle, żebyzasnšć.Był kwiecień, doć ciepły jak na tę porę roku, w ogrodzie Claire wszystkorosło jak szalone. Zielone kiełki, pšczkujšce licie i małe kolorowekwiatki, wspinajšce się pnšcza, owijajšce się wokół podpórek, powoli-10otwierały nad nim swoje białe tršbki, gdy pracował w wietle zachodzšcegosłońca.Zapach rolin i wieżo rozkopanej ziemi unosił się dookoła niego w corazchłodniejszym powietrzu, silny jak woń kadzidła. Do kwiatów przylatywałyćmy, miękkie biało-szaro-czarne stworzenia wyłaniajšce się z lasu.Pojawiły się także chmary meszek i komarów, przycišgnięte woniš jegopotu, a za nimi ważki, ciemne i grone, z wšskimi skrzydłami i kosmatymiciałami, kręciły się one wokół niczym futbolowi chuligani.Wyprostował stopy pod ciężarem przykrycia. Jego noga musnęła nogężony. Przywoływał we wspomnieniach dwięk łopaty, jej ostry brzeg podstopš, uczucie satysfakcji, gdy ziemia pękała i rwały się korzenie, gdy obracałkolejnš porcję czarnej, wilgotnej ziemi, pełnej białych korzeni trawyi popiesznie uciekajšcych dżdżownic.Wielka ćma, zwabiona zapachami ogrodu, przeleciała tuż koło jego głowy.Jej jasnobršzowe skrzydła, oznaczone plamami jakby otwartych oczu,nieziemskimi w swojej milczšcej urodzie, były rozmiaru jego dłoni.Kto uprawia ogród, pracuje razem z Bogiem. To było napisane na brzegustarego miedzianego zegara słonecznego w posiadłoci w Inverness,gdzie dorastał. Jak na ironię, bo Wielebny nie miał ani czasu, ani zdolnocido ogrodnictwa - ich ogród był dżunglš nieskoszonej trawy i wiekowych,zdziczałych krzewów różanych. Umiechnšł się i w mylach życzyłdobrej nocy cieniowi Wielebnego.Dobranoc, tato. Niech cię Bóg błogosławi.Dawno już zapomniał o dziecięcym zwyczaju życzenia w ten sposóbdobrej nocy nielicznym krewnym i przyjaciołom; była to pozostałoć podzieciństwie, kiedy cowieczorna modlitwa kończyła się wyliczankš: Boże,błogosław babcię i dziadka Guya w niebie, i mojego najlepszego przyjacielaPetera, i psa Lillian, i kota sklepikarza..."Wspomnienie spokoju, jaki przynosił ten drobny rytuał, sprawiło, żesporzšdził nowš wyliczankę. Uznał, że lepsze to niż liczenie owiec. Pozatym bardziej mu zależało na tym spokoju, który pamiętał, niż na nie.Dobranoc, pani Graham, pomylał i umiechnšł się do siebie, przywołujšckrótkie, wyraziste wspomnienie starej gospodyni Wielebnego, jak zanurzarękę w misce wody i pryska na goršcš blachę, by sprawdzić, czykrople zatańczš. Niech cię Bóg błogosławi.Wielebnego, paniš Graham, jej wnuczk...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]