Giovanni Boccaccio - Dekameron - tom 2(1),
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Aby rozpocząć lekturę,
kliknij na taki przycisk ,
który da ci pełny dostęp do spisu treści książki.
Jeśli chcesz połączyć się z Portem Wydawniczym
LITERATURA.NET.PL
kliknij na logo poniżej.
Giovanni BOCCACCIO
Dekameron
Dzień szósty, siódmy, ósmy, dziewiąty i dziesiąty
Przełożył z włoskiego
EDWARD BOYE
2
Tower Press 2000
Copyright by Tower Press, Gdańsk 2000
3
DZIEŃ
SZÓSTY
4
Księżyc pośrodku niebios utracił już swój blask i nowe światło rozjaśniło wszystkie zakąt-
ki ziemi naszej, kiedy wstała z łoża królowa i całą kompanię zwołać kazała. Powolnym kro-
kiem zszedłszy z wzgórza przechadzali się po rosie, tocząc różne rozprawy o tym i owym,
bardziej lub mniej chwaląc dotychczasowe opowieści i śmiejąc się raz jeszcze z różnych
przypadków, jakie w nich przytoczono. Aż gdy wreszcie słońce podniosło się wyżej i dopie-
kać poczęło, wszyscy zgodnie orzekli, że czas powracać; za czym zwróciwszy się ku domowi
stanęli tam niebawem. Stoły były już zastawione, wszędzie rozłożono wonne zioła i piękne
kwiaty. Na rozkaz królowej zasiedli tedy do posiłku, a gdy go w weselu spożyli, zanim jęli się
czego innego, odśpiewali kilka ładnych, pełnych uroku piosenek. Następnie ten i ów poszedł
się zdrzemnąć, a niektórzy zasiedli do szachów lub innych gier. Dioneo wraz z Laurettą po-
częli śpiewać o Troilusie
1
i Chryzejdzie. Tak przyszła pora, gdy zwykli zbierać się znów ra-
zem, więc na wezwanie królowej, jak codziennie, rozłożyli się dokoła źródła. I miała już
królowa dać znak do rozpoczęcia pierwszej opowieści, gdy zaszło coś, co dotąd nigdy jeszcze
się nie przytrafiło. Usłyszeli wszyscy zgiełk wielki, jaki w kuchni czyniły służki z pachołka-
mi. Zawezwała tedy królowa marszałka, zapytując, co to za wrzawa i jaka jej przyczyna. Od-
parł, że kłótnia wybuchła między Liciską a Tindarem, ale powodu jej on sam nie zna, bo wła-
śnie co dopiero nadszedł, aby ich uciszyć, gdy został do królowej wezwany. Poleciła tedy
Eliza, aby natychmiast przysłano tu Liciskę i Tindara, a gdy ci zjawili się, zapytała ich o po-
wód kłótni.
Gdy Tindar chciał na pytanie odpowiedzieć. Liciska, niewiasta już niemłoda i co się zowie
pewna siebie, kłótnią rozgrzana, natarła na niego ze złością:
– Patrzcie, co za gbur! Mężczyzna, co waży się odzywać pierwszy tam, gdzie ja jestem!
Daj mi mówić!
I zwracając się do królowej rzekła:
– Pani, ten chłystek chce mnie uczyć, jaką była żona Sicofanta! Ni mniej ni więcej! Jak
gdybym nie przestawała z nią nigdy, chce wmówić we mnie, że pierwszej nocy, którą Sico-
fante z nią spędził, jego junak Maczuga musiał siłą i przy krwi rozlewie wdzierać się do
twierdzy w Czarnym Borze. A ja powiadam, że to łgarstwo, bo wszedł tam pokojowym try-
bem i ku wielkiemu zadowoleniu załogi. Ten zasię kiep wierzy naprawdę, iż młode dzie-
weczki są tak głupie, że tracą czas i czekają na zezwolenie ojca lub braci, którzy w sześciu
przypadkach na siedem zwlekają trzy albo i cztery lata dłużej, niżby należało, aby je za mąż
wydać. Dobrze by wyszły na tym, miły bracie, gdyby tak długo się ociągały! Bóg mi świad-
kiem – a wiem, co mówię, ilekroć się tak klnę – pomiędzy sąsiadkami mymi nie znam ani
jednej, co by dziewicą za mąż poszła. A takoż jeśli idzie o zamężne niewiasty, wiem dobrze,
ile i jakich figlów płatają mężom swoim. Ten cymbał zaś chciałby mi dać poznać, czym są
kobiety, jakbym się wczoraj narodziła.
Słuchając Liciski niewiasty zaśmiewały się do rozpuku, tak że można im było wyciągnąć
wszystkie zęby. Królowa sześciokroć milczeć jej kazała, ale na nic to się zdało. Nie zatrzy-
mała się wcześniej, aż powiedziała wszystko, co zamierzyła. A gdy wreszcie dobiegła końca,
królowa ze śmiechem zwróciła się do Dionea:
5
[ Pobierz całość w formacie PDF ]