Gilbert Adrian G. - Magowie - Trzej królowie nauczycielami Jezusa, EROTYCZNA LITERATURA
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
456 - "Magowie. Trzej królowie nauczycielami Jezusa" - Adrian G. Gilbert
PRZEDRUKADRIAN G. GILBERT
MAGOWIE. TRZEJ KRÓLOWIE NAUCZYCIELAMI JEZUSA
[Przekład: Kamil Omar Kuraszkiewicz, Wydawnictwo Amber 1997, Tytuł oryginału: „Magi. The quest for a secret tradition” 1996]
Mistrzom Mądrości – gdziekolwiek są!
SPIS TREŚCI:
file:///F|/ksi%B9%BFki%20posegrgowane/G/Gilbert%20Ad...0Trzej%20kr%F3lowie%20nauczycielami%20Je/456-ind.htm (1 z 2) [2008-09-25 23:51:27]
456 - "Magowie. Trzej królowie nauczycielami Jezusa" - Adrian G. Gilbert
file:///F|/ksi%B9%BFki%20posegrgowane/G/Gilbert%20Ad...0Trzej%20kr%F3lowie%20nauczycielami%20Je/456-ind.htm (2 z 2) [2008-09-25 23:51:27]
456 - "Magowie. Trzej królowie nauczycielami Jezusa" - Adrian G. Gilbert
/
Prolog
Nasz świat jest pełen tajemnic – jedne z nich są wielkie, inne małe. Nawet najprostsi ludzie mają swoje sekrety – ma je też, w o wiele
większej skali, historia. Największa chyba tajemnica świata dotyczy początków religii chrześcijańskiej. Kim właściwie był Jezus? Skąd
przybył? Jaką naprawdę miał misję do spełnienia? W przeciwieństwie do Buddy czy Muhammada, których życiorysy są dobrze
udokumentowane i którzy pozostawili po sobie własne pisma, historyczny Jezus ciągle pozostaje zagadką.
Historia biblijna jest niezwykle fragmentaryczna i nawet jeśli potraktujemy ewangelie jako rzeczywiste biografie – mówią nam one
zaskakująco mało o historycznym Jezusie. Pomiędzy dwunastym a trzydziestym rokiem życia – czyli w okresie, kiedy kształtowała się jego
osobowość – zupełnie tracimy go z oczu. Jeśli Mateusz, Marek, Łukasz i Jan wiedzieli, co się z nim działo w latach dzieciństwa i młodości
milczą na ten temat, podobnie jak Kościół założony w jego imieniu. Wielu ludzi uważa – co nie jest dziwne, jeśli weźmiemy pod uwagę
kontekst ewangelii – że chrześcijaństwo jest zreformowaną i unowocześnioną wersją judaizmu. Pomijając wszystko inne, Jezus był Żydem,
co więcej – jeśli wierzyć genealogiom podanym przez Nowy Testament – w prostej linii potomkiem legendarnego króla Dawida. Trzy lata jego
publicznej działalności upłynęły głównie wśród Żydów i został uznany przez swoich towarzyszy za wyczekiwanego żydowskiego Mesjasza.
Dlaczego więc – mógłby ktoś zapytać – to, czego nauczał, było tak bardzo nieżydowskie? Można by oczekiwać, że jako prorok przemawiałby
do ludzi podobnie jak Jeremiasz czy Ezechiel, nawołując ich do porzucenia fałszywych bogów i uznania Prawa Mojżeszowego. Tymczasem,
chociaż w ewangeliach jest wiele odwołań do Starego Testamentu, a zwłaszcza do proroctwa Izajasza, to wcale nie są one najważniejszymi
elementami chrześcijańskiej nauki. Jezus, o którym czytamy, jest inteligentnym, dalekim od dewocji człowiekiem, który leczy choroby i cieszy
się, mogąc biesiadować z grzesznikami. Niewiele uwagi przykłada do zakazu pracy w szabas, mówi raczej o potrzebie tolerancji, miłosierdzia
i przebaczenia bliźnim. Wydaje się, że utrzymywał przyjazne stosunki z cudzoziemcami, nawet z Rzymianami. Jedna z jego najważniejszych
przypowieści, ta o miłosiernym Samarytaninie, mówi wyraźnie, że człowiek obdarzony współczuciem jest w oczach Boga dobry, niezależnie
od swojej rasy i narodowości. Jezus nie był jednak, jak przypuszczają niektórzy, rewolucjonistą. Według historii opowiedzianej w ewangelii,
wpada w pułapkę, dobrowolnie pozwala się uwięzić, zostaje osądzony i ukrzyżowany. Daleki od prowadzenia swoich ludzi, jak Jozue, do
rewolucji przeciw Rzymianom, mówi im, by oddali cesarzowi co cesarskie – trudno uznać to za słowa przywódcy rewolucji. Z ewangelii jasno
wynika, że Jezus był uważany przez żydowskie władze za osobę niebezpieczną. Otwarcie potępiał faryzeuszy i saduceuszy, często
publicznie robiąc z nich głupców, kiedy próbowali zaskoczyć go trudnymi pytaniami. Podważanie ich autorytetu w takich sprawach jak
kamienowanie cudzołożnic sprawiło, że stał się jeszcze bardziej podejrzany. Wyraźnie więc było w tym człowieku i jego naukach coś, co
sanhedryn, najwyższa rada arcykapłanów, uznał za szczególnie szkodliwe. Uważali Jezusa za niebezpiecznego heretyka; tak
niebezpiecznego – jeśli wierzyć ewangeliom – że wspólnie z Rzymianami postanowili skazać go na śmierć.
Kościół przedstawia zwykle chrześcijaństwo jako całkowicie nowe objawienie, które pojawiło się na świecie nieoczekiwanie jak grom z
jasnego nieba. Ale czy to prawda? Czy ta wyrafinowana religia nie miała żadnych poprzedników? Jeśli obiektywnie spojrzeć na ewangelie,
staje się oczywiste, że żydowscy kapłani uznawali Jezusa za odszczepieńca. Nie tylko z powodu jego dość elastycznego podejścia do Prawa
Mojżeszowego, ale także dlatego, że niektóre elementy jego nauki wyraźnie wywodziły się ze źródeł nie związanych z judaizmem. I tu
powstaje kolejne pytanie: jakie to były źródła i jak Jezus mógł się z nimi zetknąć? Właśnie tego chciałem się dowiedzieć i właśnie dlatego
zainteresowałem się magami, ponieważ wydaje się, że w jakiś sposób byli związani z tym tajemniczym źródłem wiedzy.
Przez ponad dwadzieścia lat, zwłaszcza od czasu, kiedy jako dwudziestoparolatek odwiedziłem Betlejem, nieustannie poszukiwałem prawdy,
ukrytej za legendą o magach. Z pewnych przyczyn opowieść o Trzech Królach wryła się w moją pamięć; wydawało mi się, że skrywa jakąś
głębszą tajemnicę. Pamiętam, jak kiedyś, jako mały chłopiec, rozciąłem jedną z piłek golfowych mojego ojca, żeby się dowiedzieć, dlaczego
jest tak ciężka mimo niewielkich rozmiarów. Zadziwiło mnie odkrycie, że pod twardą zewnętrzną warstwą z dołeczkami znajduje się niezwykle
długa, splątana gumowa taśma. Kiedy ją rozwinąłem, dotarłem do rdzenia piłki, którym okazał się mały balonik wypełniony białą pastą
ołowianą. Właśnie ten mały, raczej delikatny przedmiot sprawia, że piłeczka golfowa ma tak dużą masę.
To nieoczekiwane odkrycie jest dla mnie odzwierciedleniem poszukiwania ezoterycznej – tajemnej – wiedzy
1
. Moje poszukiwania magów i
tradycji, z której sięw co wierzę – wywodzili, były długie i wielokrotnie wymagały rozszyfrowywania „elastycznych” symboli i idei, aby ujawnić
to, co skrywa się za mitologią. Podobnie jak wtedy, kiedy rozciąłem piłeczkę golfową, tak i teraz znalazłem – pod wieloma warstwami
symboli, historii, nauki i mistyki – sekret religii chrześcijańskiej. Ten sekret, tajemnica ukryta w tajemnicy, nie jest z ołowiu, jak środek piłeczki
golfowej, ale z gwiezdnego pyłu. Jestem przekonany, że Jezus, Mesjasz, którego większa część świata czci jako Syna Bożego, nie działał
sam. Był instruowany przez tajemniczych Mistrzów Mądrości, zarówno w materii roli historycznej, jaką miał odegrać – jego przeznaczenia –
jak też pewnej wiedzy ezoterycznej.
Teraz rozumiem, że ludzie związani z tzw. doktryną monofizycką – głoszącą, że Jezus i Chrystus, Syn Boży, są jednym i tym samym; że
ciało i dusza Chrystusa są nierozerwalnie ze sobą związane przez całą wieczność i że Jezus jako dziecko był w pełni świadomy roli, jaką miał
do spełnienia już od momentu swego poczęcia mogą nie zgodzić się z pewnymi rzeczami, które mam do powiedzenia. Mogę tylko prosić tych
ludzi, być może większość współczesnych chrześcijan, o cierpliwość, i zachęcić ich, aby dla siebie samych rozpatrzyli moje argumenty,
zanim odrzucą to, co przedstawię. Z samej definicji ezoteryczna, tajemna historia świata jest niewidzialna. Jest niejasna i trudna do
file:///F|/ksi%B9%BFki%20posegrgowane/G/Gilbert%20Ad...20Trzej%20kr%F3lowie%20nauczycielami%20Je/456-00.htm (1 z 2) [2008-09-25 23:51:30]
456 - "Magowie. Trzej królowie nauczycielami Jezusa" - Adrian G. Gilbert
sprawdzenia. Jednak, prowadząc dochodzenie, możemy złożyć układankę. Możliwe, że znajdziemy sekretną drogę, prowadzącą nas wstecz,
do magów, a nawet jeszcze dalej. Nowe dowody, przedstawione tutaj po raz pierwszy, przekonały mnie, że nie tylko chrześcijaństwo, ale
także judaizm ma swoje korzenie w tajemnej tradycji, zagubionej w mrokach historii. Z nie do końca jasnych powodów ta tradycja, żywa do
dzisiaj, zawsze była związana z Syriuszem i konstelacją Oriona. Moim zdaniem, kiedy zrozumiemy i docenimy ważność tych gwiazd,
wszystko, co w Biblii, a nawet w szerzej pojętej mitologii świata dziś wydaje się niezrozumiałe, stanie się jasne. Ale historia zaczyna się w
Betlejem.
file:///F|/ksi%B9%BFki%20posegrgowane/G/Gilbert%20Ad...20Trzej%20kr%F3lowie%20nauczycielami%20Je/456-00.htm (2 z 2) [2008-09-25 23:51:30]
456 - "Magowie. Trzej królowie nauczycielami Jezusa" - Adrian G. Gilbert
/
/
Rozdział 1
Pielgrzymka do miasta Dawida
Był słoneczny dzień na początku września. Jasne, kłębiaste chmury przesuwały się wolno po niebie, a ptaki, jakby przeczuwając, że piękna
pogoda nie utrzyma się długo, przygotowywały się do długiej podróży na południe, do Afryki. Podekscytowany pakowałem plecak, ponieważ i
ja szykowałem się do długiej drogi – a może raczej powinienem powiedzieć: pielgrzymki; wybierałem się rowerem do Ziemi Świętej. W ciągu
poprzednich dwóch tygodni ja i John, mój towarzysz podróży i wieloletni przyjaciel, mieliśmy pełne ręce roboty – zajmowaliśmy się ostatnimi
przygotowaniami do podróży; wybraliśmy rowery nie tylko z przyczyn finansowych, ale też dlatego, że w ten sposób czuliśmy, iż
podejmujemy wyzwanie. Mieliśmy w głowach obraz krzyżowców, dosiadających koni i wyruszających do Jerozolimy, a to w jakiś sposób
zaowocowało pragnieniem wybrania trudniejszej drogi; tak żeby sama podróż była próbą i żebyśmy lepiej mogli odczuć smak pielgrzymki.
Mając mało pieniędzy, ale za to duża entuzjazmu, wyruszyliśmy, planując dotrzeć do Betlejem w dzień Bożego Narodzenia. Nie wiedzieliśmy,
że miały to być ostatnie dni, kiedy Izrael mógł się cieszyć chwałą swego niezwykłego zwycięstwa w wojnie sześciodniowej, nim Arabowie
odzyskali część swojej dumy w wojnie 1973 roku.
Mieliśmy po dwadzieścia dwa lata i obaj byliśmy zaprawieni w podróżach; ostatnie wakacje spędziliśmy jeżdżąc po Hiszpanii, a wcześniej
dwukrotnie zwiedzaliśmy autostopem Skandynawię. Jednak nic nie przygotowało nas ani na psychiczne trudy czekającej nas podróży, ani na
złą pogodę, z jaką mieliśmy się spotkać. Silne deszcze padały cały czas, kiedy jechaliśmy po równych pikardyjskich drogach. Mijaliśmy
upiorne ślady dramatycznej przeszłości, przejeżdżając przez cmentarze z pierwszej wojny światowej i porośnięte trawą pozostałości okopów,
gdzie niegdyś toczyły się najstraszliwsze bitwy na świecie. Noce spędzaliśmy pod mostami lub we wrakach porzuconych samochodów,
nasze wojskowe kurtki przemakały w padających bez przerwy deszczach. Ponieważ zdawaliśmy sobie sprawę, że nie powinniśmy trwonić
skąpego majątku na rozkosze francuskiej kuchni, na naszą dietę składało się głównie bardzo słodkie muesli. Cambrai, Saint-Quentin, Laon,
Reims... które najpierw były tylko punktami na mapie, stawały się miastami i miasteczkami, zanim pozostawiliśmy je za sobą w tumanie
kurzu. Ludzie ukryci przed deszczem w swoich samochodach trąbili na nas – nie byliśmy do końca pewni, czy irytując się, że tarasujemy im
drogę, czy dając wyraz solidarności z samotnymi rowerzystami w kraju Tour de France. Deszcz padał dzień po dniu, bez chwili przerwy –
zaczynaliśmy wątpić, że ulewa skończy się kiedykolwiek. W końcu zwyciężył w nas pragmatyzm – wsiedliśmy do pociągu, który przewiózł
nas przez góry do doliny Saony i Rodanu. Przez cały czas modliliśmy się o lepszą pogodę. Dotarłszy do Dijon, słynącego z musztardy,
niegdyś stolicy niezależnej Burgundii, pozwoliliśmy sobie na chwilę odpoczynku i odwiedziliśmy tamtejszą katedrę.
Wrażenie, jakie wywołuje ta wielka budowla, jest trudne do sprecyzowania, ma coś wspólnego z tamtejszą atmosferą i naturą żyjących tam
ludzi. Wśród książek, które przeczytałem w ciągu minionego roku, była też nosząca dziwny tytuł
The New Model of the Universe
(Nowy model wszechświata) praca rosyjskiego filozofa i dziennikarza, P.D. Uspienskiego. W tej godnej uwagi książce wyłożył on między
innymi tezę, że paryska katedra Notre Dame skrywa tajemnicę. Nie została zbudowana przypadkowo, nie była po prostu dzielem sztuki.
Uspienski wierzył, że jej budowniczowie posiedli głęboką wiedzę i byli śpadkobiercami starożytnej tradycji, sięgającej czasów piramid, lub
nawet jeszcze dawniejszych. W jaki sposób zdobyli tę – dziś zaginioną – wiedzę, nie wyjaśniał; ale kiedy czytałem te słowa, brzmiały bardzo
przekonująco. Czułem, że Uspienski ma rację, że średniowieczne katedry Francji i Brytanii stanowią manifestację starożytnej tradycji, a ich
budowniczowie posiedli tajemną wiedzę. Katedra w Dijon, w której właśnie stalem, należy do tej samej tradycji co o wiele lepiej znana Notre
Dame i jest do niej podobna. To arcydzieło gotyku z końca XIII wieku. Chociaż niewielka w porównaniu z innymi budowlami Francji, ma swój
szczególny charakter. Burgundczycy – francuski odpowiednik Szkotów byli zawsze przeświadczeni, że ich urodzajne księstwo jest czymś
odrębnym, innym od reszty Francji. W tutejszej świątyni spoczywają Filip Śmiały i Anna, córka Jana bez Trwogi – już z samych imion bije
duma. W katedrze ciągle unosi się echo tej dumy i niemal mogłem słyszeć głosy z przeszłości, mówiące: „Nie jesteśmy Francuzami ani
Niemcami, lecz Burgundczykami”. Ale największe wrażenie zrobiła na mnie niezwykła romańska krypta. W tym ciasnym pomieszczeniu o
sklepieniu wspartym na kolumnach zapadłem w dziwny stan. Nagle zrozumiałem, dlaczego kandydaci na rycerzy musieli spędzić jakiś czas –
niekiedy wiele dni – w odosobnieniu, modląc się, zanim zostali w czasie wielkiej ceremonii pasowani przez monarchę. Stojąc w krypcie
mogłem sobie wyobrazić, prawie przypomnieć, czym było zmierzenie się z ciemnością, w ciszy i samotności, we wnętrzu własnej czaszki.
Rycerza wieków średnich nie rozpraszały rzeczy, którym stawiamy czoło w dzisiejszych czasach. Być może, dlatego jego wewnętrzne życie
było bogatsze. Religia oznaczała dla niego jedno – chrześcijaństwo. Nawet jeśli spotykał się z jakąkolwiek inną – powiedzmy judaizmem czy
islamem – trwał w niezłomnym przekonaniu, że tylko chrześcijaństwo może mu zagwarantować wieczne życie w niebie. Chociaż
prawdopodobnie nie miał złudzeń co do przedstawicieli Boga na ziemi (w końcu miejscowy biskup byk jego bratem czy kuzynem), wierzył w
wielki porządek rzeczy i w to, że jeśli będzie spełniać swe obowiązki, krew Chrystusa uwolni go od grzechów. Uzbrojony w tę
nieskomplikowaną wiarę mógł wyruszać na wojnę z wrogami Kościoła, wierząc, że jeśli zginie pełniąc tę świętą służbę, zostanie
męczennikiem i pójdzie prosto do nieba. Nasz rycerz był, jak sądzę, całkowitym ignorantem. Z pewnością nie czytał tłumaczeń Koranu, jego
wiedza o starożytnej Grecji i Rzymie była ograniczona, a o starożytnej Persji i Egipcie wiedział tyle, ile było napisane W Biblii. O buddyzmie,
filozofii zen, taoizmie czy kulturach indiańskich nie wiedział w ogóle nic i – jeśli o niego chodziło – kultury te mogły równie dobrze istnieć na
innych planetach.
file:///F|/ksi%B9%BFki%20posegrgowane/G/Gilbert%20Ad...20Trzej%20kr%F3lowie%20nauczycielami%20Je/456-01.htm (1 z 9) [2008-09-25 23:51:41]
[ Pobierz całość w formacie PDF ]